niedziela, 30 grudnia 2012

Rozdział 6. - I jeszcze jeden, i jeszcze raz...

Jako, że Ginny stwierdziła, że musi wrócić na noc do swojego domitorium, wstała i zaczęła się ubierać.

Jako, że była jedynie w bieliźnie usiadłem na łóżku, przyglądałem się jej i dopijałem resztę Wishey.
Zaproponowałem, że ją odprowadzę. Zgodziła się, więc szybko założyłem koszulę, nawet nie zapinając jej. Byliśmy przy wyjściu, kiedy ktoś zaczął walić w moje drzwi.

- Czego ?!

- Smoku, otwieraj !

Poleciłem Gryfonce zaczekać i otworzyłem drzwi. Do mojej sypialni wpadł Blaise. Zauważył dziewczynę.

- O, Ruda... Sorry, że wam przeszkadzam...

- Nie... My już skończyliśmy... - opuściłem wzrok.

- Słuchaj, Draco... Mamy pozwolenie na wypad na Pokątną, żeby kupić nowe miotły dla drużyny. Rozumiesz ? Będziemy w tym roku latać na Asteroidach !

- Będziecie mieli Asteroidy ?! A my ?

- Wy zostajecie przy Nimbusach. - odpowiedział Zabini. - Ale nie martw się, Ruda. Draco na pewno da ci się PRZELECIEĆ. - zaakcentował ostatnie słowo, tak, że miałem ochotę się na niego rzucić. Blaise uśmiechnął się kpiąco, a potem wlepił wzrok w butelkę od Ognistej. - Masz jeszcze ? Napiłbym się...

Wyciągnąłem z szafki jeszcze dwie butelki. Jedną podałem ją koledze a z drugiej się napiłem. Gryfonka przypomniała o siebie kaszlnięciem.

- Gin, zostań z nami... Nie zostawiaj mnie z tym kretynem ! - błagałem na kolanach.

- Jesteś pijany.

- Teraz trochę jestem... - przyznałem i pociągnąłem z butelki. - Ale tylko trochę... Mam mocną głowę. Gin, proszę zostań !

Ślizgon wypadł z mojego pokoju, żeby po chwili przyprowadzić Teo.

- Gin, błagam ! Nie zostawiaj mnie w tym stanie z nimi !

- Ruda ! - Nott przywitał dziewczynę, a później wyciągnął z mojej szafki kolejną butelkę alkoholu.

- Gin, nie odchodź !

- No, Ruda, zostań. Trzeba uczcić nowy rok szkolny, nasz ostatni. - namawiał Blaise. - I musimy opić koniec wakacji... I to, że Smoku się zabujał... I to, że cię posunął... I to, że Pansy się od niego odwali... I to, że będziemy mieli Asteroidy... I to, że Pottera tu nie ma... I to, że mamy tyle powodów, żeby się napić...

- Ok... Zostanę. - zgodziła się po chwili.

Podaliśmy jej butelkę z alkoholem.

- Ruda, opowiesz co robiliście zanim przyszedłem ?

- Przecież wiesz... - dziewczyna łyknęła Wishey.

- O szczegóły pytam.

- Smok...

Zakryłem jej usta dłonią.

- Kochana, zostawmy to dla siebie.

- Ale czemu ? Jeśli Blaise chce wiedzieć co robiliśmy to mu powiem...

- Skarbie, może odstaw już Ognistą, co ?

- Nie upiłam się jeszcze, misiu. Zanim wszedłeś, Blaise, ubierałam się, bo Smok musiał mnie rozebrać, żeby wpychać mi swój język do gardła...

Schowałem twarz w dłoniach. Dziewczyna wypiła za dużo. Ja w porównaniu do niej prawie nie tknąłem alkoholu... Przecież... To tylko dwie butelki... Prawie tyle co nic...

- ...już na Wieży Astronomicznej rozpiął mi...

- Gin, kochanie... On nie musi wiedzieć...

- Draco, ukochany... Nie przerywaj naszej pięknej... - wybełkotał Teo i położył się na podłodze nadal coś mrucząc.

- Uwaga ! Smoku mówi. - ogłosiłem. Kazałem ognistowłosej wstać i uklękłem przed nią.

- Ginny Weasley, czy chcesz wyjść za mnie ?

- Tak, Draconie Malfoy, wyjdę za ciebie...

- Trzeba to oblać ! - stwierdził Zabini i sięgnął po butelkę. - A teraz możecie się pocałować...
Wstałem i przyszpiliłem Gryfonkę do ściany. Chłopaki zaczęli śpiewać ,,I jeszcze jeden, i jeszcze raz...". Całowaliśmy się łapczywie przez moment, a potem przyłączyłem się do kolegów urozmaicając nasz repertuar o piosenkę... Tylko nie pamiętam jaką... Ginny położyła się na moim łóżku i nuciła marsz weselny. Otworzyłem trzecią butelkę...

Obudziła mnie Łasica. Leżałem na łóżku, ona siedziała na mnie. Blaise spał na fotelu z pustą butelką w jednej ręce, a Teo zasnął na podłodze pod drzwiami.

- Draco... Która godzina ?

Spojrzałem na zegarek. Przyglądałem mu się chwile.

- 9:23...

- Draco... Eliksiry zaczęły się o 9:00...

- Czekaj... Zwolnię nas z lekcji...

Podszedłem do stolika i na skrawku papieru nabazgrałem :

Drogi Severusie !
Proszę usprawiedliwij mnie, Blaise'a, Teo i  Ginny z lekcjii do obiadu. Mamy holernego Kaca. Caluje:
Draco <3

Wyszedłem przed drzwi i zagwizdałem na skrzata, który obiecał zanieść liścik do sali od eliksirów. Wróciłem do łóżka, a Ginny położyła się na mnie i wtuliła w mój nagi tors. Zasnąłem.

- Panie Draco, sir. - obudził mnie cichutki głosik.

- Czego ?

- Pan Lucjusz Malfoy prosi, żeby przyszedł pan do jego gabinetu jak najszybciej, sir.

- Przekaż, że przyjdę w czasie obiadu...

- Dobrze, panie Draco, sir.

Rozdział 5. - ,,Chcę ją", ,,Chcesz mnie", ,,Chcesz ją". Trochę o chceniu.

Tyle jedzenia... Ja jedynie zjadłem trochę budyniu czekoladowego popijając sokiem dyniowym. Rozmowa z kolegami była o wiele ciekawsza od jedzenia. Nott wspomiał coś o Ginny Weasley.

- Patrzcie. - Teo, Blaise i parę innych Ślizgonów skupiło się na mnie. Odwróciłem się do stołu Gryffindoru. Zawołałem rudą Gryfonkę. Na szczęście siedziała niedaleko. Spojrzała na mnie zaskoczona. Przyłożyłem dłoń do ust i ,,wysłałem" jej całusa. O dziwo, uśmiechnęła się słodko i złożyła z dłoni serduszko. Nikt nie spodziewał się po niej tego. Znajomi wydali z siebie z siebie długie ,,Uuu...", a ktoś zaczął klaskać i wołać ,,gorzko!". Nie musiałem długo czekać aż przyłączą się wszyscy Ślizgoni będący obecnie na siódmym roku. Usłyszałem parę zachęceń ,,Idź do niej". Gryfoni nie byli jednak tak entuzjastycznie nastawieni do zaistniałej sytuacji. Ale to Ginny wstała i zrobiła parę kroków moją stronę. Blaise zepchnął mnie z ławki. Przewróciłem oczami i stanąłem przy Weasley.

- Masz zamiar pocałować mnie na oczach całej szkoły czy zrobisz to na korytarzu ?

- Wiesz, Weasley, wolałbym tutaj. Bo wyjście stąd mogłoby być podejrzane...

Dyrektorka McGonnagall podniosła się, żeby zakończyć kolację. Ktoś od strony Puchonów krzyknął:

- Szybko !

Uniosłem pytająco brwi. Ruda westchnęła. W westchnięciu było można wyczuć oczekiwanie.

- Dawaj, Malfoy. Chyba, że wstydzisz się przy Lunie... - usmiechnęła się drwiąco.

- Zamknij się, Weasley. - odwarknąłem cicho. Przyciągnąłem ją do siebie, poczułem jak oplata rękoma moją szyję. Cała sala zamarła. Nawet dyrektorkę zatkało. Nachyliłem się i złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Resztkami wytrwałości powstrzymywałem się od oderwania ust od ust Gryfonki tylko dlatego, żeby zacząć całować ją po szyi. Zakończyłem pocałunek wzięciem rudej na ręce.

- Powiedz, Weasley, w co ja się wpakowałem?

- W nieźle kłopoty. - odparła dość tajemniczo.

- Chciałem Lunę...

- Ale ona ma Neville'a...

- Już niedługo, Weasley. Zobaczysz, ona będzie moja...

- Panie Malfoy, mógłby pan usiąść?

Odwróciłem się do dyrektorki i ze sztucznym uśmiechem odpowiedziałem:

- Oczywiście, pani McGonnagall.

Poszedłem w stronę mojego miejsca, ciągle trzymając na rękach Gryfonkę.

- A mógłby pan odstawić pannę Weasley ?

- A jeżeli ona nie chce być odstawiona ?

Usiadłem na moim wcześniejszym miejscu sadzając Ginny na swoich kolanach. Zarumieniła się czując na sobie piorunujący wzrok Gryfonów i nauczycieli oraz zazdrosnych Ślizgonek.

- Jesteś śliczna kiedy się rumienisz. - wyszeptałem rudowłosej komplement, a kiedy pani dyrektor zaczęła mówić spojrzałem na stół Krukonów i odszukałem Lunę. Włosy związała w kucyk, twarz miała odwróconą w stronę grona nauczycielskiego. Poczuła na sobie mój wzrok i zerknąła na mnie. Mimo kilkunastu metrów, które nas dzieliły zauważyłem błękit jej oczu. Nasze spojrzenia się spotkały. Usmiechnęła się. Ale nie do mnie. Do Ginny, która dłonią odwróciła moją twarz w stronę dyrektorki kończyła przemówienie przedstawianiem nowych profesorów. Zatrzymała się przy wykładowcy od eliksirów.

- Byliśmy zmuszeni przeszkodzić w pracy jednemu z ministrów, by przez pierwszy miesiąc zajęć zastąpił panią Elissę Xavien, która nie zdąży dotrzeć do szkoły w tym miesiącu... Tak, więc mam zaszczyt przedstawić wam pana Lucjusza... Malfoy'a.

Zbladłem. Pokręciłem głową. ,,To tylko głupi żart... Debilny żart..." przekonywałem sam siebie. Ale to nic nie dało. Drzwi od Wielkiej Sali otworzyły się gwałtownie i przeszła przez nie postać odziana w czarna szatę, podobną do tej, którą nosił prof. Snape. Ojciec zmierzył salę wzrokiem. Widząc Ginny na moich kolanach skrzywił się niemiłosiernie. Gryfonka wtuliła się we mnie. Była lekko wystraszona. Lucjusz szybkim krokiem podszedł do mównicy.

- Witam wszystkich. - zaczął chłodno. - Mam nadzieję, że wasza prof. Xavien dotrze jak najszybciej, ponieważ chciałbym jak najszybciej wrócić do mojej pracy. Życzę uczniom oraz nauczycielom wytrwałości w tym roku szkolnym. - zakończył, na szczęście krótkie powitanie, w którym nie wspominał o mnie. Dyrektorka pozwoliła się rozejść. Kiedy razem z Ginny i kolegami byłem przy drzwiach usłyszałem :

- Draconie!

Westchnąłem.

- Zaczekajcie.

Podszedłem do ojca z opuszczoną głową.

- Draconie, wytłumacz, co Weasley robiła na twoich kolanach.

- Siedziała.

- Twój ojciec chrzestny byłby zadowolony, że udało mu się nauczyć cię tej bezczelności dla starszych. - warknął Lucjusz. - To zdrajczyni krwi. Nie możesz...

- Mogę. I będę. A ty nic z tym nie zrobisz. Rozumiesz? Nic.

- Za dużo czasu spedzałeś z Severusem. Zastanów się nad tym co mówisz, Draconie.

- Niech pan się nie miesza w moje życie, panie profesorze. - wycedziłem. - I jestem bardzo zadowolony z umiejętności nabytych, dzięki Severusowi Snape'owi.

Odwróciłem się na pięcie i poszedłem do czekających na mnie Ślizgonów i Gryfonki. Złapałem rudą za rękę i wyszliśmy z Wielkiej Sali. Koledzy poszli do Pokoju Wspólnego, a ja z Ginny weszliśmy na Wieżę Astronomiczną. Oparłem się o barierkę i zapatrzyłem się w dal.

- Od kiedy stawiasz się ojcu ?

- Od kiedy Severus zginął. On był dla mnie ojcem. Nie Lucjusz.

Weasley przysunęła się do mnie.

- Ona nie chce mnie znać, prawda ?

- Luna ? - dziewczyna zastanowiła się. - Dlaczego tak myślisz ? Chyba nie ma powodów, żeby...

- Ma. Wiele. Pierwszym powodem jest to, że przeszedłem do Voldemorta... Wszyscy mnie za to nienawidzicie.

- Ale, Malfoy...

- Może się jej podobam, ale to nie zmienia faktu, że w życiu nie będziemy razem. Nigdy nie będę z Luną, a tym bardziej z tobą. To bez sensu, Ginny. Nie powinienem cię całować. Nie powinienem patrzyć na Lunę, bo wtedy o niej myślę. A kiedy o niej mysle mam nadzieję. Nadzieja jest dla głupich...

- Gdyby nie nadzieja i zaufanie nie byłoby miłości.

- Po co komu miłość ? I tak wszyscy umrzemy...

- Och, Malfoy... Czy ty musisz być takim pesymistą ? Miłość jest piękna... Teraz powiedz, co czujesz do Luny ?

- No ja... Chcę ją.

- Nie zupełnie o to mi chodziło... Mam lepszy pomysł. Wyobraź sobie, że nią jestem i pocałuj mnie. Po pocałunku można dużo się dowiedzieć...

Pocałowałem ją. Trzeci raz w tym dniu. Znowu wywołało to u mnie ekscytację. Nikt na nas nie patrzył, więc pozwoliłem sobie na więcej namiętności.

- Widzisz, Weasley... Nie wiem co do niej czuję... Ja po prostu ją chcę. Tak jak chcę ciebie... Może pójdziemy do mojej sypialni ?

- Jesteś pijany ? - spytała niepewnie cofając się, kiedy na nią napierałem.

- Nie... No chodź. Mam tajne przejście do pokoju. Nikt cię nie zobaczy... - włożyłem rękę pod jej bluzkę szukając zapięcia od biustonosza.

- Malfoy, napewno nic nie piłeś ?

- Możliwe, że Blaise dolał mi coś do soku... Ale jakie to ma znaczenie ? Przecież tego chcesz... A poza tym miałaś sprawdzić co czuję do Luny... - rozpiąłem jej stanik z zachęcającym uśmiechem. - No, Łasico... Taka okazja może się nie powtórzyć... - nachyliłem się i wyszeptałem do jej ucha :

- Chcesz mnie...

- Nienawidzę cię za to...

- Za co ?

- Za to, że jesteś taki gorący...

Uśmiechnąłem się z satysfakcją i poprowadziłem Gryfonkę do lochów. Stanąłem przed obrazem Severusa Snape'a i wypowiedziałem hasło : Książę Slytherinu. Obraz jedynie westchnął na widok rudej i odsunął się odsłaniając przejście.

- Draco, jaki ty jesteś głupi...

Wzruszyłem ramionami i wszedłem do środka. Podszedłem do szafki, z której wyciągnąłem butelkę Ognistej Wishey. Napiłem się i podałem alkohol dziewczynie. Wypiła trochę i postawiła butelkę na szafce przy moim łóżku, na którym usiadła.

- Czekam, Smoku.

- Nie będziesz żałowała, Łasico.

Popchnąłem ją na łóżko. Położyłem się na niej, podpierając się jedynie na łokciach. Rozpięła mi koszulę, którą szybko z siebie ściągnąłem i zająłem się jej bluzką, która niedługo potem leżała na podłodze. Musnąłem jej wargi swoimi. Pocałunek był coraz mocniejszy, namiętnejszy, aż w końcu udało mi się zmusić Gryfonkę do otworzenia ust, żebym mógł włożyć swój język do jej gardła i sprawić by cicho jęknęła. Jedną ręką zmierzchwiła mi włosy, a drugą jeszcze bardziej przyciągnęła do siebie. Zgięła nogę w kolanie, a ja ułożyłem się wygodniej.

***

Opadłem na łóżko obok rudej oddychając głęboko. Dziewczyna oznajmiła :

- Niezły byłeś...

- Niezły ? Byłem genialny...

- I strasznie napalony... A do tego wypiłeś całą butelkę Ognistej.

- Dowiedziałaś się co czuję do Luny po pocałunku ?

- No ty... Chcesz ją.

sobota, 29 grudnia 2012

Rozdział 4. - Już blisko, trzeba ubrać szaty szkolne.


Dziewczyny wyrzuciły nas z przedziału pod pretekstem, że nie możemy być w środku kiedy się przebierają. Nierozumieliśmy dlaczego... Opieraliśmy się o ścianę i czekaliśmy aż Pansy i Astoria nas wpuszczą. W pewnym momencie usłyszeliśmy trzaskanie drzwiami od przedziału. Odwróciliśmy głowy w stronę hałasu.
Z jednego z przedziałów wyszła Weasley. Ciągnęła za sobą Pottera. Co on tam robił?

- Co ty sobie myślisz, Harry ?! Nie dojechaliśmy do szkoły, a ty już się zjawiłeś, żeby sprawdzić czy nic mi nie jest !!! Potrafię sama o siebie zadbać!!! Poza tym w wakacje ustaliliśmy, że zaczekamy z naszym związkiem aż wrócę ze szkoły.

- Spokojnie, Gin. Kocham cię i martwię się o ciebie. Tyle razy mowiłaś, że czujesz to samo, więc raczej nie będziesz się obściskiwać z żadnym innym chłopakiem. Chciałem tylko sprawdzić jak wam mija podróż...

- Jak będę chciała to będę się całowała... Nawet z... Malfoy'em !

Wskazała na mnie ręką. Zdziwiłem się. Potter poczerwieniał.

- Proszę bardzo. Możesz się z nim całować.

- Nie potrzebuję twojego pozwolenia !

Podeszła do mnie. Potter, Blaise, a nawet ja nie wierzyliśmy, że to zrobi. Ale ona to zrobiła. Przyciągnęła mnie do siebie i pocałowała. Instyktownie położyłem dłonie na jej biodrach i przekrzywiłem głowę. Czułem na sobie wzrok nie tylko Pottera i Blaise'a. Ruda wsuneła zimne dłonie pod moją koszulę. Jedną rękę zsunąłem niżej.

- Pieprz się Ginny! Ty Malfoy też! - krzyknął Potter.

- Dużo im nie brakuje...- odpowiedział Blaise zanim Gryfon się deportował z pociągu.

Dopiero wtedy odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Zdjąłem z jej ciała swoje dłonie. Patrzyliśmy na siebie przez chwilę w ciszy. Gapie z różnych przedziałów wycofali się. Oprócz grupki Gryfonów czekających na Weasley. Właśnie WEASLEY...

- To tylko... To przez Harry'ego. - wytłumaczyła rumieniąc się i opuszczając wzrok.

- Jasne. Nie pozwoliłbym, żebyś mnie pocałowała, gdyby nie to, że lubię wkurzać Pottera... - nachyliłem się, żeby wyszeptać jej do ucha:

- Chociaż... Gorąco było.

- Przestań, Malfoy. - odepchnęła mnie od siebie, a ja zaśmiałem się z sytuacji. Spojrzałem w stronę Gryfonów. Okazało się, że była tam też Luna. Głowę miała opuszczoną. Wyglądała na zamyśloną.

Kiedy Gryfonka odeszła z resztą do przedziału ustanąłem obok Zabiniego.

- Co ty zrobiłeś, Smoku ?

- Nie widziałeś ? Prawie zacząłem pieprzyć się z Weasley.

- No tak... Przecież w tamtym roku przysiegałeś, że zaliczysz wszystkie z Listy... - mruknął wchodząc do otworzonego przez Astorię przedziału.

- Jaka Lista ? I co się tam działo ? - dopytała się Pansy słysząc jedynie ostatnią wypowiedź ciemnoskórego.

- Lista to zbiór dwudziestu najładniejszych dziewczyn z Hogwartu - tłumaczył kolega. - A Draco przysiegał, że zaliczy wszystkie. Na razie zaliczył 19, chociaż 15 minut temu było 18... - dokończył tłumiąc śmiech na widok zdziwionych twarzy dziewczyn.

- 19 ? To która jeszcze została ?

- Ty nie pamiętasz ? Na szóstym roku całą listę znałeś...

- Możliwe. Ale zapomniałem. Przez to - podciagnąłem lewy rękaw koszuli odsłaniając Mroczny Znak.

Cisza. Zasłoniłem przedramienie, a atmosfera rozluźniła się trochę.

- To która jeszcze mi została ?

- Twoja blondyna z Ravenclavu, Luna Lovegood.

Odpowiedziałem, że to przecież tylko kwestia czasu i zamyśliłem się.
To nie przez Pottera. Tyko początek pocałunku był przez niego. A reszta to... Hormony ? Sam nie wiem. Dawno nie czułem takiego pożądania, ekscytacji. Ale czemu akurat Weasley... ? Zacząłem w kółko zadawać sobie pytanie : co to miało być ? W rzeczywistości już odpowiedziałem na to pytanie. Chciałem posunąć Ginny Weasley. Oszalałem ? Może po prostu za długo wstrzymywałem się, żeby przyznać, że chcę zaciągnąć Gryfonkę do łóżka ?... Koniec. Dojeżdzamy. Muszę się ogarnąć.

- Draco, on kłamie, prawda ? Nie całowałeś z Weasley.

- Tak, Pansy...

- Wiedziałam, że kłamiesz, Blaise.

- Nie zrozumiałaś mnie, Pansy. Powiedziałem ,,tak" w sensie, że ,,tak, całowałem się z Weasley".

Ślizgonki otworzyły usta ze zdziwienia. Nie zdążyły skomentować tej ,,sensacji", bo razem z Zabinim zacząłem je wyganiać z przedziału.

- Musimy się przebrać.

- Przecież wam nie robi różnicy czy jesteśmy w środku. W tamtym roku ganialiście się po Pokoju Wspólnym w samych bokserkach, bo któryś zabrał drugiemu...

- Pamiętamy, Pansy. - przerwał kolega, a obydwoje zarumieniliśmy się na wspomnienie tamtego wydarzenia. Zamknąłem drzwi i zaczęliśmy się śmiać.

- Jak mogłeś zabrać mi moje zdjęcie Chang ? - wydusiłem nie przerywając śmiechu.

- Podobało mi się, więc wziąłem. - wytłumaczył Blaise uśmiechając się łobuzersko. - Nadal nie mogę uwierzyć, że dała ci swoje zdjęcie, na którym zdejmuje bluzkę.

- A mówiłem ci, że prawie zemdlała jak powiedziałem, że ma fajny...?

- My wszystko słyszymy !

- Astoria, nie podsłuchuj. A poza tym ona ma fajny...

- Draco !

Brunet się zaśmiał.

- Nie dadzą powiedzieć ci, że Chang ma fajny...

- Chłopaki !

- Tyłek. - mimo wszystko dokończył Blaise.

- Krukonki nie są takie złe... Chang ma fajny- słyszałem warknięcie Pansy zza drzwi. - tyłek. Luna ma sek...

- Zmieńcie temat !!!

Rzuciłem zaklęcie wyciszające. Czemu tak późno ?

- ...sowne nogi i biust...

- Draco, wiem, że potrafiłbyś zachwycać nad nią godzinami...

Rzuciłem się na niego.

- Powtórz to. - wysyczałem uśmiechając się. Teskniłem za tymi bójkami z Blaise'em. Tamten cofnął zaklęcie wyciszające i wrzasnął :

- MALFOY BUJA SIĘ W LOVEGOOD !!!

- Zginiesz, Czarny.

Uderzyłem go pięścią w lewy policzek. W zamian Ślizgon przewrócił mnie i kopnął mnie w brzuch. Złapałem go za kostkę i pociągnęłem, powodując upadek przyjaciela. Szybko przyklękłem przy nim. Przycisnąłem jego głowę do podłogi. Kazałem mu przepraszać. Wykręcił mi rękę. Przyłożyłem przedramienie do jego gardła. Kolanem walnął mnie w biodro, zrzucając mnie z siebie. Do przedziału wdarły się dziewczyny. Starsza zaczęła na nas wrzeszczeć, że mieliśmy się przebierać, że zawsze kończy się tak samo, że mamy wstać i posprzątać w przedziale... Owszem. Wstaliśmy. Założyłem pelerynę i zacząłem masować wykręconą wcześniej rękę. Blaise najpierw zawiązał buty, a potem potarł obolałe gardło.

- Coraz mocniej dusisz.

- A ty lepiej wykręcasz niż w zeszłym roku - przyznałem. Pociąg zaczął się zatrzymywać.

niedziela, 16 grudnia 2012

Rozdział 3. - Coraz bliżej Hogwartu

- Astoria. Obudź się. - Pansy szturchnęła koleżankę, wyraźnie zadowolona, że moje ramię było już wolne. - Chcesz coś do jedzenia ? - zapytała słodko i skinęła głową na kobietę sprzedawającą słodycze. Co roku ma ten sam, stary wózek...

- Nie... Nie, dziękuję... - odpowiedziała Astoria ziewając. Starsza pani pożegnała się i poszła dalej.
Blaise wrzucił do buzi parę fasolek Wszystkich Smaków, które kupił przed chwilą. Przeżuwając powoli stwierdził :

- Karmel, wanilia, wiśnia, kocia karma i papryczka chili.

Zaśmiałem się. 

- Ty zawsze masz szczęście do fasolek.

Kolega poczęstował mnie słodyczami. Patrzył wyczekująco, aż powiem co mi się trafiło. Po chwili zgiąłem się w pół.

- Wasabi... - Blaise zaczął się śmiać, a dziewczyny wywróciły oczami i coś tam mruknęły, że zachowujemy się gorzej niż pierwszoroczni. - Czekolada mleczna, mandarynka, cytryna i... Jad węża.

- Jest fasolka o smaku jadu węża ?

- No jasne, Pansy. Jedna z najrzadszych. Miałem ją tylko 2 razy, a Smok już siódmy raz ją ma...

- Ósmy. - poprawiłem kolegę z drwiącym uśmiechem. Warknął, że to niesprawiedliwe i ponownie wrzucił sobie do ust garść fasolek.

- Jak smakuje jad węża ? - zapytała nieprzytomnie Astoria, która jeszcze się nie wybudziła.

- Jest dobry. Kwaśny. I taki...

- Zimny. - Zabini wszedł mi w słowo.

Nagle do naszego przedziału wparował brunet średniego wzrostu. Przyglądał się podłodze i półkom na bagaże.

- Hej, nie widzieliście takiego szarego kota... ?

- Nott ?! Co ty tu robisz ?

- Malfoy ? Nie siedzisz w Azkabanie ?- chłopak zapytał niedowierzająco. Po chwili uśmiechnęliśmy się do siebie i podaliśmy sobie dłonie.  Czarnowłosy usiadł obok Zabiniego, który siedział na przeciwko Astorii, mnie i Pansy. Zaczął się tłumaczyć, że dostał kota od ciotki i gdzieś mu zwiał. Poza tym ucieszył się na nasz widok, oznajmił, że zostawił w przedziale Milicentę Bulstrode i Tracey Davis. Bał się, że tylko oni wracali do szkoły. Nagle pociąg się zatrzymał.

Gwałtownie.
Astoria poleciała na mnie. Pansy trzymała mnie za ramię. Blaise i Teo prawie spadli z siedzenia.

- Co się... ?!

Zawiało chłodem. Do naszego przedziału wszedł urzędnik. Za nim, pozostając na korytarzu, były dwie kreatury. Dementorzy.

- Pan Malfoy ?

- W czym mogę pomóc ? - warknąłem lekko dygocząc z zimna.

- Pewien więzień znajdujący się w Azkabanie twierdzi, że mógłby pan potwierdzić jego niewinność. Myślę, że domyslił się pan, że ów więzień ubiega się o wypuszczenie.

- Kto to ?- zapytałem niepewnie. Ojciec ? Nie... Jeszcze jak wyjeżdżałem był w domu...

- To podobno pański krewny...

- Kto to ? - powtórzyłem pytanie zniecierpliwiony.

- Rudolf Lastrange. Mąż świętej pamięci Bellatrix Lastrange.

- Wiem, że wujek był mężem mojej śp. cioci. - ,,ciołku" chciałem dodać, ale ostatecznie się powstrzymałem.

- Czyli przyznajesz się do pokrewieństwa z więźniem?

Na usta cisnęła mi się kąśliwa uwaga. Zachowałem jednak kamienną twarz i odpowiedziałem po prostu :

- Tak.

- Będę zmuszony zwolnić pana ze szkoły w dniach 21. i 22. września, gdyż w tych dniach odbędzie się rozprawa. Zwolnię pana u szanownej dyrektor Hogwartu i przybędę po pana w ustalonym terminie. Dziękuję za rozmowę.

Urzędnik sztywno podał mi rękę, którą lekko uścisnąłem i wyszedł. Dementorzy podążyli za nim. Po chwili pociąg ruszył.

Między nami trwała cisza. Pierwszy odezwał się Nott.

- Rok szkolny się nie zaczął, a ty już masz zwolnienie z lekcji...

Blaise parsknął.

- Smoku... Czy ty zawsze musisz robić w okół siebie taki chaos ?

Dalej rozmowa potoczyła się spokojnym tempem. Byłem lekko nieobecny... Niedowierzałem temu, że wujek może wydostać się z Azkabanu. Szok... Oczywiście cieszyłem się. Wujek Rudolf był fajny, ale nie wyobrażałem go sobie bez cioci Bellatrix przy boku. Byłem zdenerwowany... Dlaczego wujek wybrał mnie do swojej obrony ? Czemu nie ojca lub matkę...?

Nagle do przedziału nieśmiało weszła niewysoka blondynka. Jej włosy były bardzo jasne i długie. Usmiechała się delikatnie. Niebieskie oczy dodawały jej urody, chociaż były aż za bardzo rozmarzone. Zmierzyłem dziewczynę wzrokiem... Gdyby nie było tam Pansy zagwizdałbym z podziwu. 'Ładna -myślałem. - Całkiem ładna...'. Śliczny uśmiech zniknął na nasz widok. A konkretnie na widok Parkinson. Dziewczyna miała kiedyś starcie z Mrs. Mops. Zauważyłem kota, który wtulił się w blondynkę.

- Lovegood... - burknęła Pansy. - Czego chcesz ?

- Ja... Ja chciałam tylko spytać... Czy kota nie zgubiliście... ?

Teodor wstał i przyjrzał się kocurowi, po czym zadowolony odebrał zwierze.

- Kevin !
 
- Nazwałeś kota Kevin ? - zapytał ciemnoskóry zanosząc się śmiechem.

- Lepiej nazywać się Kevin niż Blaise. - stwierdził Nott i usiadł na wcześniejszym miejscu. Dostał kuksańca od Zabiniego.

Obserwując dopiekających sobie kolegów zupełnie nie zauważyłem kiedy z przedziału wyszła Luna Lovegood. Wychyliłem się zza drzwi. Szła lekko. Prawie podskakiwała. Podbiegłem do niej. Zdziwiła się moją obecnością. Prawie wystraszyła. Uśmiechnąłem się ledwo zauważalnie do Krukonki. Ten widok jeszcze bardziej ją speszył.

- Kolega zapomniał podziękować.

- Nie szkodzi...

Stałem blisko dziewczyny. Patrzyłem w jej oczy. Błękitne. Duże. Był w nich cień strachu i... Zadowolenia. Mierzyła mnie wzrokiem przez chwilę. Potem odwróciła wzrok.

- Ładna bluzka. - pochwaliłem jej niebieski top z nienajmniejszym dekoltem. Zarumieniła się widząc jak na nią patrzę.

- Dzięki...

Zauważyłem Teo wychodzącego z naszego przedziału. Zanosił kota do swojego. Uśmiechnął się do mnie niemal kpiąco.

- Do zobaczenia w szkole, Luno. - pożegnałem się i poszedłem w stronę przedziału.

- Na razie... Draco...

Uśmiechnąłem się na dźwięk mojego imienia i odwróciłem do blondynki. Odprowadzała mnie wzrokiem. Wszedłem do przedziału i zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem się plecami o nie. Blaise patrzył na mnie niecierpliwie.

- I... ? - zaczął.

- Podobam jej się. - dokończyłem z ulgą.

- Ale odkrycie... - parsknęła Pansy. - Wszyscy wiedzą, że Lovegood się w tobie kocha. Wszyscy, którzy potrafią się o tym dowiedzieć...

Zdziwiłem się. Usiadłem między Pansy a Astorią. Młodsza z nich ogłosiła, że idzie do łazienki. Rozłożyłem się wygodnie. Zamyśliłem się. Między nami zaległa cisza. Rozproszyło ją chrapanie Blaise'a Zabiniego. Ciemnoskóry położył się na kanapie. Leżał na plecach, a ręce ułożył pod głową. Nie miałem serca go budzić... Przez pierwsze 2. minuty.

- Zabini, murzynie ! Obudź się !

- Nie dość, że rasista, to jeszcze nie daje ludziom spać... - mruczał niezadowolony. - Ja przynajmniej włosów sobie nie tlenię i nie jestem dosłownie biały...

- Nie tlenię sobie włosów. - odpowiedziałem obrażony. - Mam naturalny kolor.

wtorek, 11 grudnia 2012

Rozdział 2. - Początek Podróży

- Draaaco !

Najpierw usłyszałem podniecony krzyk, a potem zarzuciła mi się na szyję. Zdezorientowany czułem na sobie wzrok przechodzących niedaleko osób. Objęła mnie i nie chciała puścić. Chwilę później zauważyłem Astorię Greengrass, która ciągnęła za sobą swoją walizkę. Usmiechnęła się do mnie.

- Cześć Pa... Pansy... 

- Tęskniłam za tobą, misiu...

- Domyślam się. Chętnie bym z tobą pogadał, ale Blaise czeka na mnie w pociągu...

- Och, Draco... Będziemy mieli bardzo dużo czasu do rozmów.

- Spotkamy się jak wrócę na święta...

Wyrwałem się z uścisku i poszedłem do pociągu. Pansy szybko mnie dogoniła. Chichocząc złapała mnie za rękę.

- Dowiedziałam się, że jedziesz do szkoły, więc przekonałam rodziców...

Stanąłem. Przełknąłem ślinę.

- Do czego przekonałaś rodziców ?

- Do mojego powrotu do Hogwartu. Byli przeciwni, ale udało mi się ich namówić. Czemu stoisz ? Stało się coś ?

- Nie... Słuchaj Pansy... Ja mam dziewczynę. - chciałem jak najszybciej pozbyć się koleżanki.

- No jasne, że masz. Mnie.

Pociągnęła mnie do Hogwart Express. Dołączyła do nas Astoria. Szybko znaleźliśmy Zabiniego, który uśmiechnął się na widok Greengrass, a kiedy weszła Parkinson - parsknął śmiechem. ,,Współczuję" szepnął w moją stronę. Zignorowałem go i usiadłem przy Astorii. Zarumieniła się delikatnie.

Podobałem się jej. Od kiedy byłem na 5. roku. Ona była na 4. i często przyłapywałem ją na wpatrywaniu się we mnie maślanymi oczami. Przez pewien czas chodziłem z jej starszą siostrą - Daphne, ale Pansy nie pozwoliła na dłuższy związek. Lubiłem Pansy. Jako koleżankę. Nic więcej. A czasami mniej... Była strasznie denerwująca i nie pozwalała mi umawiać się z innymi dziewczynami. Połowa dziewczyn z Hogwartu do mnie wzdychała. Druga połowa do Pottera. Za mną latały Ślizgonki, garstka Puchonek i ponad połowa Krukonek. Reszta wolała Chłopca-Który-Przeżył. Ale tak naprawdę nie wiedziałem w której części Krukonek była Pomyluna... Widziałem ją na peronie... Wyładniała. Ale nie tylko ona...

Głowa Astorii bezwładnie opadła na moje ramię przez co Pansy spiorunowała nieprzyjemnym wzrokiem śpiącą dziewczynę. Warknęła coś, że idzie do łazienki i wyszła. Wiecznie o mnie zazdrosna...

- Trzeba jej kogoś znaleźć, Blaise.

- Jak chcesz się jej pozbyć, to pocałuj Astorię przy niej i będziesz miał spokój...

- Astorię... ?

Szatynka była bardzo ładna. Miała jasną cerę i ciemnozielone oczy. "Wszystko niby pięknie, ale... Nie chcę, żeby związek z Greengrass skończył się po dwóch tygodniach, a na razie czuję, że nie stać mnie na coś dłuższego. Szczególnie jeśli Pansy w końcu się ode mnie odczepi..." myślałem. Astoria wydawała się delikatna. Wiedziałem, że pocałunek że mną narobi jej niepotrzebnych nadziei. Z drugiej strony chęć pozbycia się Pansy była wielka...

Jakieś krótkie te rozdziały... Postaram się następnym razem wrzucić coś dłuższego. Czekam na komentarze. I uprzedzam, że mam straszną chęć wrócić do Scorpiusa i Caroline... Ale później zobaczę czy uda mi się sklecić coś na ich temat. Chciałabym też prosić o uwagi nt. bloga. Co się nie podoba ? Co powinnam zmienić ? Tyczy się to również postów. Dziękuję za uwagę.

sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 1. - Krótki Wstęp

Wklejam krótki początek opowiadania.  Pozdrawiam. :D

- Muszę ?

 
- Tak, Draco. Musisz. Ministerstwo nie przyjmie cię bez pełnego wykształcenia.

- W takim razie zatrudnię się gdzieś indziej...

- Niby gdzie ?

- Wolałbym pojechać do Durmstrangu. Uczyłbym eliksirów.

- Żeby zostać nauczycielem musisz posiadać pełne wykształcenie.

Wiedziałem, że rozmowa z Lucjuszem jest bezcelowa. Westchnąłem i poszedłem do swojego pokoju. Wakacje się kończą... Trzeba się spakować... I wrócić do Hogwartu. Do szkoły, w której będę pod szczególnym nadzorem nauczycieli, bo w każdej chwili mogę zabić jakiegoś ucznia lub wykładowcę. Oczywiście takie założenie jest bezsensu. Chociaż z drugiej strony... Ta jędza McGonnagall jest strasznie denerwująca. Mógłby zdarzyć się jakiś nieszczęśliwy wypadek i posada dyrektora zwolniłaby się...

- Draco ! Blaise przyszedł ! - usłyszałem głos matki. Blaise ? Czego on ode mnie chce ?

- Niech przyjdzie do mnie, na górę. Wie gdzie mój pokój. - odpowiedziałem głośno. Na tyle głośno, żeby Narcyza mnie usłyszała. Po chwili do mojej sypialni wszedł Blaise Zabini.

Zabini miał ciemną skórę, oczy i czarne włosy. Był wysoki (wyższy ode mnie), silny, szczupły i niegłupi. Można powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Zawsze trzymaliśmy się razem, chociaż Blaise był typem odludka. Skromniejszy ode mnie, bardziej zamknięty w sobie, ale potrafił być tak samo złośliwy i pomysłowy. Sprytny ? Jak każdy Ślizgon. Ceniłem w nim upartość, ostry język i poczucie humoru, które było prawie takie same jak moje. Ponadto nieźle łatał na miotle, był dobry w zaklęciach i eliksirach (nie lepszy ode mnie), oczywiście miał czystą krew i nie tolerował szlam. Dobry uczeń, kolega oraz niedoszły Śmierciożerca. Zazdrościłem mu tego, że nie zmusili go do wyrobienia sobie Mrocznego Znaku... Po śmierci Czarnego Pana znak powoli zanika... Bardzo powoli. Jak na mój gust za wolno.

- Po co przyszedłeś ? 

- Nudzi mi się, nie chce siedzieć  w domu i rodzice każą mi wracać do Hogwartu, więc muszę iść na Pokątną. Idziesz ze mną ?

- Jasne. Wezmę pieniądze i możemy iść.

Co ona tam robiła ? Dlaczego kupowała książki do szkoły ? Jest ,,bohaterką". Nie musiała kończyć Hogwartu. A jednak stała tam i czekała aż kasjerka poda jej odpowiednie podręczniki. Razem z Blaise'em stanąłem jak wryty, przyglądając się jej. Włosy miała dłuższe niż podczas bitwy. Na jej twarzy nie został żaden znak po walce. Odwróciła się do nas. Otworzyła ze zdziwienia usta. Zaniemówiła widząc mnie i kolegę, trzymającego książki wymagane na siódmym roku.

 
- Wy wracacie do Hogwartu ?!

- Też się cieszę, że cię widzę, Granger. - warknąłem sarkastycznie i podszedłem do kasy. Usłyszałem za sobą retoryczne ,,Dlaczego ???" wypowiedziane przez Zabiniego.

Po chwili wyszliśmy z księgarni. Obeszliśmy jeszcze parę sklepów, aż w końcu weszliśmy do Trzech Mioteł.

- Muszę się czegoś napić...- stwierdziłem, rozglądając się po lokalu.

- Piwa Kremowego ?

Parsknęliśmy śmiechem. Piwo Kremowe było dobre... Jak byliśmy na czwartym roku.

- Jedną Ognistą. - Blaise złożył zamówienie. Usiedliśmy przy stoliku popijając Whisky. Rozmawialiśmy. Najpierw o wakacjach. Potem żaliliśmy się sobie, że rodzice zmusili nas do powrotu do szkoły. Zaczęliśmy temat dziewczyn. I wtedy weszli oni. Potter i banda. Na widok Pottera, Weasley'ów, Granger i Longbottoma wstaliśmy i skierowaliśmy się w stronę wyjścia.

- Ej, Malfoy ! To prawda, że wracasz do szkoły ? - głos Longbottoma rozległ się po sali. Odwróciłem się zaskoczony. Powoli podszedłem do stołu przy którym siedzieli.

- Wracam. Czemu się tym interesujesz, Longbottom ?

- Hermiona mówiła, że widziała was w Esach i Floresach.

- Co cię to obchodzi, Longbottom ?

- Chcę mieć powód, żeby namówić Lunę do nie wyjeżdżania do szkoły.

- Lovegood ? Ona wraca ? Ona w ogóle żyje ? Musiałem nie trafić... - zadrwiłem.

Gryfon gwałtownie wstał. Nie wiedziałem, że tak łatwo go zdenerwować...

- Jeśli Luna mimo wszystko będzie chciała pojechać do Hogwartu, pojadę z nią. - wysyczał przez zęby.

- Zakochani... Jakie to urocze... W takim razie widzimy się w szkole, Longbottom.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem z Trzech Mioteł razem z Zabinim. Stwierdziliśmy, że to może być ciekawy rok szkolny i pożegnaliśmy się. Nasze następne spotkanie było na peronie 9 i 3/4.

sobota, 24 listopada 2012

Orazki - Draco + Luna


Mam więcej, ale niektóre obrazki są za duże. Polecam stronę Secretive : http://mojeprzerobionezdjecia.blogspot.com/ .




Tak właśnie udowadniam, że Draco jest drugą połówką Luny. ;)

Krótkie FF na początek.

Zaczynam pisać bloga ! Będę tu publikowała moje FF, przerobione obrazki i coś, co nazwę Tekstem Głównym. Postów nie będę dodawała regularnie. Dziękuję za uwagę.

Jako pierwszy zamieszczę tekst, który opublikowałam na stronie hogsmeade.pl. Nie jest to nic specjalnego, ale zachęcam do przeczytania i skomentowania. Oceniać można jak najbardziej surowo.



Siedziałam sama w przedziale w Hogwart Express. Czekałam na moje rodzieństwo: Rose i Hugona. Byłam zestresowana. To mój pierwszy rok. Najbardziej boję się Ceremonii Przydziału...
- Wolne ? - chłopięcy głos wyrwał mnie z rozmyślań. W otwartych drzwiach stał wysoki blondyn. Trzymał zieloną walizkę i patrzył na mnie pytająco błyszczącymi, szarymi oczami.
- Słucham ? - speszyłam się.
- Zapytałem się czy ten przedział jest wolny...
- Tak... Znaczy... Nie... Bo...
- Jesteś nowa, no nie ?
- Tak.
Podniósł swoją walizkę i położył ją na półce. Usiadł naprzeciwko mnie. Wyglądał na wyluzowanego i nie przejmował się mną.
- Jak się nazywasz ? - zapytałam nieśmiało.
- Skorpius Malfoy.  A ty ?
- Lily Luna... Po... Potter...
- Kolejny Potter ?!
- Coś ci nie pasuje Malfoy ? - usłyszałam głos mojego brata Albusa. Stał za nim James, Rose i Hugo. Opuściłam wzrok.
- Albus... Zgaduję, że nie tęskniłeś za mną. Ja za tobą też. Właściwe to miałem nadzieję, że nie zobaczę cię więcej...
- Zamknij się Malfoy. I zjeżdżaj stąd...
- Niech ona mnie wygoni. - wskazał na mnie. - Była tu pierwsza.
Blondyn rozłożył się i czekał aż coś powiem. Na policzki wstąpił mi rumieniec. Mama zawsze mówiła, że muszę być śmielsza, inaczej będę pomiatana przez innych... Ale głupio mi było się odezwać w takiej sytuacji...
- Czyli zostaję. - skwitował Ślizgon. Poczułam na sobie spojrzenia rodzeństwa i kuzynów...
Albus czasami opowiadał o Skorpiusie. Mówił, że jest zarozumiały, wredny i wywyższa się, że idealnie pasuje do Slytherinu. Rose nigdy nic o nim nie mówiła, a kiedy Albus i James wypowiadali się na temat Slytherinu - milczała. Rose jako pierwsza w rodzinie trafiła do domu innego niż Gryffindor. Jest Ślizgonką. Sama uważa to za hańbę. Ja myślę, że to nic złego...

- Odwołaj to Skorpius !!!
- Nie.
- Jak śmiesz tak mówić o mojej mamie ?!
- Dobra, nie drzyj się Rose. Nie nazwałem jej szlamą... Powiedziałem, że jest brudnokrwista.
Westchnęłam. Bracia często opowiadali o nietolerancji Malfoy'a...
- Lily... Dojeżdżamy. - usłyszałam kuzynkę. - Musimy się przebrać.
Wyciągnęłam z walizki szatę szkolną. Szybko ją założyłam, a pociąg zaczynał zwalniać...
***
- Potter, Lily. - dyrektorka wywołała mnie stanowczym głosem na środek. Bałam się... A co jeżeli trafię do Huffelpuffu ?
- Odważna... Nieśmiała... Sprytna... Na pewno nie Huffelpuff... Ravenclav też nie, chociaż głupia nie jesteś... Gryffindor? Tak jak reszta rodziny? Hmm... - stary kapelusz właśnie rozważał, który dom będzie dla mnie najlepszy. Nie musiałam za długo czekać...

- Nie pasujesz do Gryffindoru, drogie dziecko... SLYTHERIN !!! - jęknęłam.

***

Nie mogę uwierzyć, że to już 6 rok w Hogwarcie... Już niedługo przerwa świąteczna... Weszłam do zielonego salonu. Na kanapie czekał mój chłopak. To niemożliwe... Chodzę ze Skorpiusem Malfoy'em... Prefektem Slytherinu, siódmoroczniakiem... Wszystkie dziewczyny mi zazdroszczą.

Przywitał mnie pocałunkiem w policzek. Trzymając się za ręce, poszliśmy na śniadanie.  Jak zwykle Misiek prawie nic nie jadł. Ale tym razem wpatrywał się w kogoś siedzącego przy stole Krukonów. Nie przejęłam się tym. Skorpius codziennie rano jest zaspany.

Ale sytuacja zaczęła się powtarzać. Przy śniadaniu, obiedzie, kolacji... Coraz częściej znikał po lekcjach i wracał dopiero w nocy. Nigdy się nie tłumaczył. Zaczęłam się o niego martwić. Nie rozmawiał ze mną, nie zabierał na spacery jak wcześniej...

- Rose ? - weszłam niepewnie do sypialni kuzynki. Malowała paznokcie na czarno.
- Co jest ? - zapytała nawet nie podnosząc wzroku.
- Chodzi o Skorpiusa...
- W końcu zauważyłaś jakim jest debilem ?
- Nie... Ostatnio dziwnie się zachowuje...
- Dziwnie znaczy jak ?
- Przy jedzeniu ciągle się gdzieś gapi, nie wraca po lekcjach do Pokoju Wspólnego...
- Myślisz, że cię zdradza ?
Zaniemówiłam. Nie pomyślałam o tym... Stawiałam, że jest chory, albo wpadł w depresję...
- Nie wierzę, że mógłby... - przyznałam.
- To Malfoy. Lepiej zerwij z nim, zanim zerwie z tobą...
- Rose, ja wiem, że go nie lubisz...
- A kto powiedział, że ja go nie lubię ? Sądzę, że jest beznadziejnym chłopakiem, ale go lubię. Pogadaj z nim, nie ze mną.
Wyszłam z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Pogadać z nim ? Mam podejść i spytać czy mnie zdradza ? Nie odważę się...
- Skorpius ?
- Lily ? - zdziwił się. - Nie śpisz jeszcze ? Jest 2. w nocy...
- Czekałam na ciebie. Pogadamy ?
- W Pokoju Wspólnym ? O 2. w nocy ? Dobrze się czujesz ?
- O to samo mogłabym zapytać ciebie. Widujemy się tylko na obiadach i kolacjach. Nie przychodzisz nawet na śniadania! Nie wracasz po lekcjach! Jesteśmy parą, a nie rozmawiamy już ze sobą !
- Lilka... Ciszej... Dostałem szlaban. Dlatego tak późno wracam. Jutro pójdziemy nad jezioro, zgoda ?
- Martwiłam się o ciebie... - wtuliłam się w blondyna. - Zgoda.
Zauważyłam, że się lekko skrzywił. Uznałam to za oznakę zmęczenia. Nagle wyrwał się z mojego uścisku i szybko poszedł do swojej sypialni. Musi być bardzo zmęczony... A jeśli... Jutro wszystko się wyjaśni. Na spacerze.

Spóźniał się. Czekałam na niego już 20 minut. Zaczynałam marznąć...
- Sorry za spóźnienie... Idziemy nad jezioro, tak ?
- Tak... Który nauczyciel dał ci szlaban ?
- McGonnagall.
- Wszystko na pewno jest OK ?
- U mnie tak... Słuchaj Lily...
- Wyglądasz na przygnębionego...
- Jest dobrze. Sprawę mam...
- A może jesteś chory ? To wyjaśniałoby twoje zachowanie przy posiłkach...
- Mówiłem już: jest dobrze. Chodzi o to, że...
- A w domu wszystko normalnie u ciebie ? Czasami wydaje mi się, że masz depresję...
- ... z tobą...
- Co tam mruczysz, misiu ?
- Zrywam...
- Co ? Może masz chore gardło ? Chcesz pójść do Skrzydła Szpitalnego ? Pani...
Nagle gwałtownie się odwrócił i szybko poszedł do zamku. Wolałam go parę razy, ale nie zwracał na mnie uwagi. Powiedziałam coś nie tak ? Może ma gorszy dzień ?
Powoli wróciłam do Hogwartu. Po drodze spotkałam Albusa. Porozmawialiśmy. Kazałam mu pozdrowić Jamesa i Hugo. Rzadko się spotykamy...
Zamiast pójść do swojego pokoju, zakradłam się pod pokój Skorpiusa. Usłyszałam głosy. Nie powinnam... Ale ciekawość była górą...
- Powiedziałeś jej ? - dziewczęcy głos, którego chyba wcześniej nie słyszałam wskazywał na zadowolenie właścicielki.
- Chciałem. Ale nie dała mi dojść do słowa. Młoda jest strasznie upierdliwa... - mówił o mnie. Wiem, że to było o mnie. Oczy mi się zaszkliły. Rose miała rację. On mnie zdradza... - Przekazałem Weasley'owej wiadomość dla Potterki...

- Będzie zrozpaczona...
- To nie nasz problem.
- Czujesz coś nadal do niej ?
- Nigdy nic do niej nie czułem.
- A do mnie coś czujesz ?
- Do ciebie ? Do ciebie czuję miętę...
Jak najciszej uchyliłam drzwi do pokoju Skorpiusa i zajrzałam do środka. Siedział na łóżku. Na kolanach trzymał jakąś blondynkę z Ravenclavu. To na nią gapił się przez cały czas przy jedzeniu...
Obejmował ją lewym ramieniem. Prawą dłoń położył na jej biodrze. Siedząc mu na kolanach Krukonka wpatrywała się w jego szare oczy. Nie... Nie... Nie ! Oni zaraz się...
- Zerwałem z Potter, więc nic nam nie stoi na przeszkodzie, żeby...
- Mam wrażenie, że ktoś się na nas patrzy...
Blondyn zaklęciem zamknął drzwi, prawie przytrzaskując mi palce.
- Lepiej ?
- O wiele...
- Nie mogłem się doczekać aż będę wolny... I będziemy mogli, bez zastrzeżeń... Mówiłem już, że świetnie całujesz ?
- Tak.
- To powiem jeszcze raz: świetnie całujesz.
- Zaczyna być gorąco...
- Zaraz będzie jeszcze ciepłej...
Nie musiałam widzieć, żeby wiedzieć co się tam dzieje... *
Uciekłam do salonu. Usiadłam z podkulonymi nogami na kanapie i rozpłakałam się. Wszyscy patrzyli na mnie z litością. Oprócz kolegów Malfoy'a. Oni na moje łzy wzruszyli ramionami i kontynuowali dyskusję. Koleżanki pocieszały mnie. W końcu przyszła Rose. Zaciągnęła mnie do mojej sypialni, posadziła na łóżku i podała mi chusteczkę do nosa. Kiedy uspokoiłam się wręczyła mi liścik od Skorpiusa. Otworzyłam go. Przeczytałam. Znowu wybuchłam płaczem. To niemożliwe !!! Jak on tak mógł ?!?!

,, Fajnie było. Ale z Tobą zrywam. Nie chodzi o Ciebie tylko o mnie. "

Nienawidzę go... Jest okropny...
- Rose, uczniowie z innych domów mogą być w naszych domitoriach ?
- Nie, a co ?
- Idziemy wygonić dziewczynę Malfoy'a ?
- Poczujesz się lepiej ?
- Tak.
- Możemy iść...
Stanęłyśmy przed drzwiami, za którymi był pokój Skorpiusa. Rose nie chciała tam wchodzić. Tylko nie wiem dlaczego... W końcu nacisnęła i pociągnęła klamkę.
Skorpius siedział obok tej Krukonki i pokazywał jej coś na zdjęciu. Zaskoczył się widząc nas.
- Rose ? Czego ty... ? O... Lily... - jęknął.
- Wiesz, że nie można mieć gości z innych domów, prawda ?
- Ta... Już idziemy... Chcesz iść na spacer ? - zapytał blondynkę. Ona się uśmiechnęła i pokiwała głową.
- Skorpius, pamiętaj żeby odprowadzić Caroline do Pokoju Wspólnego Krukonów przed 22.00.
- Spokojnie Rose. Ej... Mam do ciebie sprawę... Ale to potem, nie ? Na razie.
Chciał już wyjść ale stanęłam mu na drodze. Zanim zorientował się co mam zamiar zrobić uderzyłam go w twarz.
- Ała...
I poszedł dalej rozcierając policzek. Widziałam jak po chwili łapie Krukonkę za rękę. Poczułam ucisk w gardle. Nie będę płakać... Nie będę płakać... Nie będę...
Wtuliłam się w kuzynkę i zaczęłam ryczeć. Jak małe dziecko. To dla mnie za wiele. Ja chcę go z powrotem !!!
- Znasz tę dziewczynę ?
- Tak. To Caroline. Lubię ją. Jest miła.
- A o co chodziło Malfoy'owi mówiąc, że ma do ciebie sprawę ?
- Pewnie będzie chciał, żebym mu pomogła w pracy z transmutacji.
- Pomożesz mu ?
- Raczej tak. On mi czasami pomaga na eliksirach...
- Ja bym mu nie pomogła...
- Wiem Lily... Idź już spać. Późno się robi. Znowu się nie wyśpisz.
Szybko się wykąpałam i wyszłam z łazienki z ręcznikiem na głowie. W połowie drogi do mojego pokoju usłyszałam przyciszone głosy. Jest koło północy... Domyśliłam się, że to Skorpius i Rose. Zeszłam do salonu... Schowałam się za rogiem i zaczęłam uważnie podsłuchiwać...

- Rose... Proszę.
- Ale Skorpius... Wiesz, że nie mogę.
- To było ostatni raz. Przysięgam... Dyrektorka wyśle tym razem list do rodziców. Oberwie mi się...
- Nie oberwie ci się. A to dla twojego dobra. Nie możesz tego robić.
- Proszę cię, Rose ! Nie zgłaszaj tego. Pomyślą, że potrzebuję psychologa czy czegoś...
- Może potrzebujesz. Pomyśl co będzie czuła Caroline jak raz ci coś nie wyjdzie.
- A co mi się może stać ? Pielęgniarka jest niedaleko...
- Skorpius, umrzesz. Umrzesz, rozumiesz ?! A do pielęgniarki i tak byś nie poszedł.
- Wiem... I rozumiem. Ale proszę...
- Dobra. Nie wydam cię. Ale jeżeli jeszcze raz...
- Dzięki Rose. Jesteś extra. Czekaj... Mam coś dla ciebie... W święta się nie spotkamy. Chyba, że do mnie przyjedziesz...
- Nie, dzięki. Zaprosiłeś Caroline. Nie chcę wam przeszkadzać. A poza tym będę miała okazję pogadać z bratem i rodzicami.
- Nie to nie. Jak zmienisz zdanie to przyjedź. Albo wyślij list to kogoś po ciebie wyślę. - wychyliłam się, żeby zobaczyć jak wygląda sytuacja. Skorpius stał oparty o ścianę. Rose stała obok niego. Chłopak podał jej zawiniątko. Odebrała je z uśmiechem i otworzyła.

- To nic takiego... Nie wiedziałem co mogę ci kupić...
- Och Skorpius ! Jest śliczna ! - kuzynka założyła na głowę opaskę, która miała srebrną kokardę i mieniła się odcieniami zieleni. Dziewczyna była zachwycona, ale po chwili zrzedła jej mina.
- Musiała być bardzo droga...
- Nie... Cena była odpowiednia. Super w niej wyglądasz.
- Dzięki. - zarumieniła się. - Ale ja nic ci nie kupiłam...
- Wystarczy jeśli mnie nie wydasz. Na serio.
Chwila ciszy.
- Idę spać. Jutro muszę się rano spakować, bo po lekcjach wyjeżdżam. Dobranoc, Rose.
- Dobranoc, Skorpius...

Cicho pobiegłam do mojego pokoju. Rzuciłam się na łóżko. Co takiego zrobił Skorpius, że Rose chciała na niego donieść ? Od kiedy oni się kolegują ? Zawsze mi się wydawało, że się nie lubią... I ile kosztowała ta opaska dla kuzynki ? Musiała być droga... Jeżeli kupił taki prezent koleżance, to ciekawe co dostanie jego dziewczyna... Wisiorek ? Pierścionek z brylantem ? Bransoletkę wysadzaną kamieniami szlachetnymi ? Jestem w złym humorze... Chyba jestem zazdrosna... Bardzo chciałabym być na miejscu Caroline... Chciałabym dostać drogi prezent... Chciałabym znowu móc przytulić się do Skorpiusa... Tak, to na pewno zazdrość...

W końcu wróciłam do domu. Rodzice przywitali mnie uściskiem, a tata zaniósł walizkę do mojego pokoju. Chwilę po moim powrocie do drzwi zapukał wujek Neville z ciocią Hanną i Hektorem - moim starszym kuzynem. Poczułam, że święta się zaczęły.


***

W dniu powrotu do szkoły niebo przysłaniały burzowe chmury, z których spadały miliardy kropel deszczu. Nie miałam ochoty wracać, a Rose była niesamowicie blada i rozkojarzona. Hugo potrzebował pomocy wujka i cioci, żeby upchnąć wszystkie rzeczy do walizki. Albus narzekał, że przytył, a James spał - wyjeżdża do pracy dopiero wieczorem.

Na peronie jak zawsze był tłum ludzi. W pociągu trudno było o pusty przedział - na szczęście znaleźliśmy taki. Kiedy pociąg ruszył Rose wstała i bez słowa wyszła.
- Co jej ? - zapytałam kuzyna.
- Nie wiem. Zachowuje się tak od rana...
Czekaliśmy w ciszy na powrót rudej.
Po kilkudziesięciu minutach przyszła. Była jeszcze bardziej blada i roztrzęsiona. Zanim zapytaliśmy o cokolwiek usiadła obok Albusa, przytuliła się do niego i zaczęła płakać.
- Rose... Co się stalo ?
- S... Skor... Skorpiusa ni... nie ma... O... On... Nie... - więcej nie udało jej z siebie wykrztusić. Rozpłakała się na nowo.
- Co z tego, że go nie ma ? Może rodzice go przywiozą do szkoły.
- Nie....Caro... Caroline... Jej też nie ma...
Nikt z nas nie rozumiał zachowania Ślizgonki. Nagle na środku przedziału pojawiła się dziewczyna Skorpiusa. Miała łzy w oczach, ale powstrzymywała się od płaczu. Skinęła głową na Rose i obydwie się deportowały. Co się dzieje ?!


Wróciły po tygodniu. Zasmucone, ubrane na czarno. Nie odpowiadały na żadne pytania. Wiecznie milczały. Do Hogwartu przyjechali dziennikarze. Wypytywali je o coś. Zrozumiałam wszystko dopiero po otrzymaniu pocztą Proroka Codziennego. Na pierwszej stronie było zdjęcie Skorpiusa. Jak zawsze cynicznie uśmiechniętego. Zaczęłam czytać artykuł zatytułowany ,,Depresja Skorpiusa Malfoy'a ?".


Młody Malfoy cieszył się w Szkole Magii i Czarodziejstwa popularnością, w szczególności u dziewcząt. Miał nienajgorsze oceny, był w szkolnej drużynie Quidditcha, został mianowany na szóstym roku został mianowany prefektem Slytherinu oraz wywodził się z bogatej, cenionej czarodziejskiej rodziny. Co więc skłoniło go do tak wstrząsającego czynu ?
W dniu 11 stycznia 2023 roku Skorpius Malfoy został znaleziony przez jego dziewczynę Caroline Scamander z poprzecinanymi żyłami w jego własnym pokoju. Panna Scamander zawiadomiła rodziców chłopaka - Dracona i Astorię Malfoy. Próby wskrzeszenia 17-latka były długie i męczące, ale niestety bezskuteczne. Potomek Malfoy'ów zginął.
Zostało stwierdzone samobójstwo. Skorpius przeciął swoje żyły żyletką, znalezioną na miejscu śmierci. Cięcia zostały znalezione na obydwu nadgarstkach i lewym przedramieniu. Trwa śledztwo sprawdzające czy za śmiercią chłopaka nie stoi morderca.
,,Nigdy nie pomyślałabym, że mógłby popełnić samobójstwo. Zawsze był pozytywnie nastawiony do życia. Przez święta wielokrotnie powtórzył, że mnie kocha, że nie przestanie kochać, i że zrobi dla mnie wszystko. Mieliśmy wyjść na spacer. Weszłam do jego pokoju, a on leżał w kałuży własnej krwi..." Opowiada Caroline Scamander. Głos wielokrotnie jej się załamywał, a podczas całego wywiadu miała łzy w oczach.
,,Skorpius był cudownym dzieckiem. Nie wierzymy, że popełnił samobójstwo..." Rodzice chłopca są w ciągłym szoku.
Bardzo chcieliśmy usłyszeć zdanie przyjaciółki młodego Malfoy'a - panny Rose Weasley. Ona niestety nie pisnęła słowem w naszej obecności. Nasze źródła informacji donoszą, że utrzymywała ze zmarłym bliski kontakt. Jeżeli córka Hermiony i Ronalda Weasley'a nie będzie chciała współpracować w razie konieczności zostanie zmuszona oddać swoje myśli do myślosiewni. O wszystkim będziemy powiadamiać państwa na bieżąco.


Zostawiłam gazetę i poszłam nad jezioro. Usiadłam pod drzewem, z kolanami podciągniętymi pod brodę. Najpierw mnie zostawił, a potem się zabił... Kretyn... Ale jednak go kocham... Kochałam. Teraz mi go żal. I żal mi Caroline. A Rose ? Właściwie co łączyło Rose i Skopiusa ? Przyjaźń ? Coś więcej ?...

***
- Rose Weasley zostaje powołana do oddania myśli.
Ruda wstała i z pokerową miną podeszła do myślosiewni. Przyłożyła różdżkę do skroni. Wlała swoje myśli do szklanej fiolki i podała ją jakiemuś facetowi, który odlał zawartość do czary. Po chwili dwójka detektywów zajrzała w pamięć Rose. Siedzieli tam długo. Kuzynka robiła się coraz bardziej zaniepokojona. Była teraz tak samo blada jak Skorpius. W końcu śledczy wrócili i oświadczyli grobowym tonem :

- Samobójstwo. 



* Chodziło mi o pocałunek. Bez skojarzeń.