niedziela, 31 marca 2013

Sowia (Wielkanocna) Poczta

Spełnienia marzeń wszystkim czytelnikom !
życzę ja - DianaMalfoy

Powinnam dać wam coś świątecznego, jakieś pisanki czy coś... Dostaniecie moje wyobrażenie (mniej więcej) Draco. Anime zawsze spoko :3

A właściwie to dam wam coś wielkanocnego. Króliki ! :3 (Nie, nie potrzebuję psychiatryka - to tylko mała obsesja...)



To Jack. xD I jeszcze Frania :
To Franio. :3 Nie, nadal twierdzę, że nie potrzebuję psychiatryka. Poradzę sobie, nie martwcie się. Wesołego Alleluja, wszystkim i do następnego posta.

środa, 20 marca 2013

Rozdział 10. - Nowy dzień przynosi nam nowe szanse...


Wiedziałem, że to powie, przecież sam jej kazałem, ale nie przypuszczałem, że wywoła to u mnie takie zdziwienie, szok. Zaśmiałem się z całej sytuacji.

- Jesteś pijana ?

- Nie !

- Aż tak cię poniosło, żeby powiedzieć, że mnie kochasz ? - wypytywałem z lekkim uśmiechem.

- Ty mnie nie traktujesz na serio ! - krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Ej... Spokojnie... Ginny...

- Ja cię na prawdę kocham ! A ty wszystko traktujesz jak zabawę !!!

- Życie to zabawa... Słuchaj, chodzisz ze mną jakieś dwa tygodnie i twierdzisz, że mnie kochasz ? To niepoważne...

- Ale...

- Po prostu cię poniosło. Wcale mnie nie kochasz. A teraz wracaj do pokoju i się ogarnij trochę przed kolacją.

- Nie rozumiesz miłości... Chociaż możesz mieć rację.

Usiadłem obok Zabiniego na sofie w pokoju wspólnym. Na fotelu niedaleko od nas rozłożył się Teo. Obgadaliśmy sprawę z Ginny.

- Za bardzo się wczuła... - stwierdziłem.

- Jak długo będziesz jeszcze z nią chodził ?

- Nie wiem... Tydzień ? Zerwę z nią jak będę wyjeżdżał na tą sprawę o uwolnienie wujka. Przez dwa dni, kiedy mnie nie będzie ochłonie.

Nagle przez drzwi wpadła Pansy, Astoria i Tracey. Rozchichotane usiadły między nami. W końcu niepewnie spytaliśmy o powód ich szczęścia. Zaśmiały się.

- Będzie Bal Karnawałowy !!!

Wszystkie osoby będące w pokoju odwróciły się w naszą stronę. Zanim zapanował chaos przepełniony pytaniami skierowanymi do dziewczyn, razem z Blaise'em i Nottem wzniosłem jęk rozpaczy.

- Tylko nie to...

- Jak mogą we wrześniu planować styczniowy bal...?

- 5 miesięcy słuchania o tym w co kto się ubierze i z kim pójdzie...

- Czemu zawsze tak szybko planują ?

- To nie nauczyciele tak szybko planują... To dziewczyny się tak szybko dowiadują...

- Wiecie... - zacząłem. - Może zaproszę Granger...

Całym pomieszczeniem zawładnął śmiech. Tylko jeden pierwszak zapytał :

- Czemu wszyscy się śmieją ? Ona jest całkiem ładna...
Kolejną salwę śmiechu zakończyłem z złośliwym uśmiechem.

- Blaise, Teo... Trzeba nauczyć młodego życia w Slytherinie...

- O tak... - koledzy zgodzili się, ze śmiechem.

- O nie... Draco, zostawcie go. - Astoria zagrodziła nam drogę. - Ma dopiero 11 lat...

- To wystarczy... A poza tym jestem prefektem. Mogę to zrobić.

- Co mu zrobicie ? - spytała zrezygnowana.

- Zmyjemy. - odparłem z łobuzerskim uśmiechem.
Ze śmiechem złapaliśmy pierwszaka. Teo za ręce, ja za nogi. Blaise otworzył nam drzwi do łazienki. Dzieciak się wydzierał. Weszliśmy do toalety i wsadziliśmy głowę chłopaczka do sedesu. Spłuczka. Rozległ się nasz śmiech. Kiedy otrząsnął się przykląkłem kawałek dalej i zapytałem czego go nauczyliśmy.

- Ślizgonki są najładniejsze...

- Brawo, młody. Ale nie przesadzaj... Nie wszystkie są ładne. Leć się przebrać.

Pobiegł jak najszybciej do swojego domitorium. Wstałem. Blaise zaproponował nam trening Quidditcha przed kolacją. Przystaliśmy na propozycję. Wzięliśmy ze sobą parę szóstoklasistów oraz Davisa i poszliśmy na boisko. Było zajęte przez Gryfonów. Nie przejęliśmy się tym.

- Zjeżdżajcie. - przy wejściu stała Granger.

- A od kiedy ty robisz za ochroniarza na boisku ?

- Od kiedy zobaczyłam, że tu idziecie.

- Chcemy tylko zagrać towarzyski mecz...

- I tak nie macie szans - Harry gra.

- Tym bardziej chcemy. Mam ochotę go pokonać.

- Nie dasz rady.

Wychyliłem się za ramię Gryfonki, żeby rozejrzeć się po boisku. Zauważyłem na trybunach Ginny rozmawiającą z Luną.

- Dam radę. - stwierdziłem pewnie.

Podleciał do nas Weasley, po chwili przybył też Potter i reszta ich drużyny. Po krótkiej kłótni zgodzili się na mecz. Wsiedliśmy na nasze Nimbusy 2001 i zrobiliśmy kółko nad boiskiem. Ja dodatkowo zawisłem głową w dół, kiedy leciałem obok Luny i Ginny. A potem zaczął się mecz.

Wszystko działo się bardzo szybko. Wznosiłem się w górze. Co jakiś czas zerkałem na Pottera. Nic nie znalazł. Zaczęło się ściemniać. Niedobrze. Spojrzałem na Lunę wpatrywała w się w punkt znajdujący się nad nią. ,,Znicz" przemknęło mi przez głowę. Zauważyłem go i popędziłem w tamtą stronę. Potter poleciał za mną. Wleciałem przed niego i obróciłem się w okół osi miotły, żeby go zdekoncentrować. Piłeczka zaczęła uciekać kiedy się zbliżyłem. Gryfon ciągle siedział mi na ogonie. Przyspieszyłem. Byłem blisko. Stawałem na miotle, żeby dosięgnąć celu. Nagle znicz zanurkował. Nie miałem czasu na ponowne siadanie na trzonku, chociaż jest to krótka chwila. Skoczyłem za piłką. Z trakcie spadania złapałem znicza w lewą dłoń. Usłyszałem piski. Pewnie. Potter już po mnie leciał... Na szczęście po chwili siedziałem na miotle kolegi z domu.

- Smoku, nie potrafisz latać - syknął Blaise. - Miałeś tego nie robić. Zabijesz się kiedyś...

- Ale przynajmniej złapałem...
Pokręcił głową z westchnieniem. Potem się roześmiał.

- Głupi jesteś !

Odstawił mnie na ziemi obok odłożonej przez Pottera miotły.

- Chciałeś się zabić ? - zapytał z wyrzutem.

- Może... A co cię to obchodzi ?

Nie dowiedziałem się co to obchodziło Pottera, ale Ginny dała mi mocno do zrozumienia co ją to obchodziło - w postaci siarczystego policzka, którego mi wymierzyła. Za nią stała Luna. Kiedy przestałem się krzywić z bólu zapytałem jak się im mecz podobał. Powoli szliśmy na kolację. Krukonka szła obok mnie, innych Ślizgonów i Ginny, chociaż lekko z tyłu zamiast z grupką Gryfonów. Cieszyłem się z tego w duchu. Przechodząc przez drzwi Wielkiej Sali pożegnała się. Nie wiem co namówiło mnie do odezwania się do blondynki, ale zaprosiłem ją do naszego stołu. Po chwili namysłu zgodziła się. Ginny usiadła dziś obok Astorii, naprzeciwko Blaise'a zostawiając dwa wolne miejsca między nim, a Teo. Jedyne dwa wolne miejsca. Luna była zmuszona usiąść przy mnie. Posłałem jej mordercze spojrzenie i usiadłem. Opuściłem głowę kiedy Krukonka siadała na zostawionym jej miejscu. Spojrzałem na nią na krótki moment, dosłownie na sekundę. Mój wzrok osiadł na jej spódniczce, a potem spuściłem go z powrotem na podłogę.

- Paczcie ! Zarumienił się. - Blaise szturchnął mnie łokciem.

- Weź się nie wydurniaj... - odepchnąłem jego rękę. Usłyszałem chichoty paru osób siedzących niedaleko. Tylko Pansy była śmiertelnie poważna. Po chwili uniosłem głowę i uśmiechnąłem się lekko do Luny. Odwzajemniła uśmiech.

- Nie słyszeliście ? Mieliśmy się nie wydurniać. - wydusił z siebie Zabini, zasłaniając dłonią usta, żeby się nie roześmiać. Ogarnąłem najbliższe towarzystwo wzrokiem. Astoria, Ginny, Pansy, Tracey, Milicenta na przeciwko i Blaise, Davisa oraz Teo z mojej strony próbowali się nie roześmiać. Nawet Luna była rozbawiona. Nie wiedziałem o co chodzi. Otworzyłem już usta, żeby coś powiedzieć, ale stanął za mną Longbottom.

- Luna... ?

- Tak ?

Odwróciłem się do Gryfona. Spojrzał na mnie z niechęcią i kontynuował rozmowę z Krukonką.

- Chciałabyś porozmawiać ?

- Teraz ?

- Teraz. Chodź.

- Nie.

- Co ? - wybuchł nagle.

- Powiedziała : nie. Czyli, że nie pójdzie teraz z tobą. Czemu wszyscy Gryfoni są tacy tępi... ?

- Nie rozmawiam z tobą, Malfoy, tylko z Luną.

- Ale ona powiedziała : nie. Rozumiesz ?

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale po prostu się odwrócił i wrócił do Pottera i reszty.

- Właściwie czemu Potter nadal jest w Hogwarcie ?

- No tak... Byłeś nieprzytomny i nie wiesz... - zaczęła Tracey. - Zgodził się przeprowadzić jeszcze parę lekcji.

Zaklnąłem dość głośno.

- Draco ! - syknęła Astoria.

- No co ? Myślałem, że się go pozbyłem już po bitwie, a on siedzi teraz za mną... Znowu ! Wiecie jak to jest mieć przez 7 lat, na każdym śniadaniu, każdym obiedzie i każdej kolacji w roku szkolnym za sobą kogoś komu najchętniej przywaliłoby się w pysk, ale nie można ?

- Wiem. - usłyszałem głos zza moich pleców.

- Longbottom... Znowu... Czego tym razem ?

- Chcę pogadać... Z tobą.

Wstałem, lekko ocierając się o Lunę i spojrzałem mu w oczy.

- No więc ?

- Odwal się od niej.

- Nie będziesz mi rozkazywał, sieroto. Och ! Ty przecież masz rodziców... - cała sala zamilkła. - Leżą u Munga. Niesprawni umysłowo po Crucio...

Chłopak ryknął i rzucił się na mnie.

- ZABIJĘ CIĘ, MALFOY !!! TY TLENIONY ŚMIERCIOŻERCO !!!

- Nieładnie wyzywać lepszych od siebie... - Blaise i Davis złapali go za ramiona i obezwładnili. - Mamusia nie nauczyła ?

Usiedliśmy z powrotem do kolacji. Chwilowa cisza zmieniła się śmiech, wiwaty i oklaski Ślizgonów, odgłosy wydawane przez pomagających Longbottomowi Gryfonów i rozkręcające się rozmowy Krukonów oraz Puchonów. Luna była dość spięta przez moment. Rozluźniła się kiedy podałem jej budyń. Tradycyjnie skończyło się wystąpieniem McGonnagall, która zaczęła gadać o tym, że Ślizgoni są nieokrzesani i wymaga od nas więcej szacunku dla innych. Gdy skończyła na mównicę wszedł mój ojciec.

- Z pewnego źródła dowiedziałem się o meczu Quidditcha rozegranym między uczniami Gryffindoru i Slytherinu. Pragnę przyznać Slytherinowi 50 punktów za wygraną. Draconowi Malfoyowi 20 punktów za poświęcenie się w słusznej sprawie. A pannie Ginny Weasley chciałbym odjąć 10 punktów za brutalne zakończenie meczu. Dziękuję za uwagę.

Myślałem, że wybuchnę śmiechem, lecz się powstrzymałem. To było tak dziwne, niespodziewane, niesamowite... Nie wierzyłem, że Lucjusz zrobił coś takiego... Samowolnie uśmiechnąłem się do ojca.

Zaproponowałem Lunie i Ginny wieczór w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie zgodziły się. Stwierdziły, że mają coś do obgadania, więc zostawiliśmy je same i wróciliśmy do domitoriów.

Wziąłem długą kąpiel. Mimo niewysuszonych włosów położyłem się spać. Podsumowałem ten dzień. Był dobry. Chociaż obudziłem się z czterodniowej śpiączki i słuchałem wyznań Ginny... Tak mogłoby być codziennie...

niedziela, 17 marca 2013

Roz. 9. - Wyznanie.

/Krótki rozdział, ale potrzebny do dalszej części opowiadania. Pozdrawiam czytelników. ^^

- Draco... Proszę, obudź się...

Otworzyłem oczy. Leżałem w szpitalu. Ginny nachylała się nade mną. Miała w oczach łzy.

- Co jest... ?

Dziewczyna przytuliła się do mnie.

- Byłeś nieprzytomny przez 4 dni...

- Nieprzytomny ?

Czyli to był sen... Westchnąłem. Może to i dobrze, że to nie była prawda.

- Martwiłam się o ciebie.

Po przebadaniu mnie przez pielęgniarkę wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego. To był tylko sen... Chory sen... Na szczęście to chory sen. Na szczęście się obudziłem. Na szczęście to tylko sen...

- Draco ?

- Tak ?

- Czy ty... Ty coś do mnie czujesz ?

Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Głównie dlatego, że nie wiedziałem jak to jest coś do kogoś czuć.

- Ginny... Ja... Ja nie wiem...

Opuściła wzrok.

- A ty coś do mnie czujesz ? - zapytałem cicho.

- A chciałbyś, żeby tak było ?

- Może...

Poszliśmy nad jezioro. Usiedliśmy nad brzegiem. Ruda wtuliła się we mnie i zaczęła mówić :

- Zawsze uważałam cię za odwrotność mojego ideału chłopaka, odwrotnością Harry'ego. Chociaż patrzenie na ciebie sprawiało mi przyjemność. Podczas meczów Quidditcha wszystkie dziewczyny patrzały na ciebie, nawet jeśli nie łapałeś znicza. Bo byłeś taki... Czarujący. Te twoje popisy podczas meczów... Mimo tego, że Harry był lepszy, to większość dziewczyn zwracała uwagę na ciebie. Nawet ja. Nienawidziłam tego uczucia kiedy przyłapywałam sama siebie na wpatrywaniu się w ciebie maślanymi oczami. Ale robiłam to coraz częściej. Potem udało mi się zdobyć Harry'ego. I było świetnie. Kochałam go. I boję się, że nadal go kocham.

- Chcesz do niego wrócić ?

- Sama nie wiem...

- Nie będę cię przy sobie trzymał...

- Pozwolisz mi tak po prostu odejść ?

- Gin... Jestem Ślizgonem. Nie miej mi tego za złe.

- To, że jesteś Ślizgonem nie znaczy, że nie możesz mieć uczuć... - odwróciła się ode mnie.

- To, że jesteś Gryfonką nie znaczy, że nie możesz kochać Ślizgona.

- Powiedziałam, że chyba kocham Harry'ego.

- Gdybyś go kochała nie pocałowałabyś mnie w pociągu, na rozpoczęciu roku szkolnego, u mnie w pokoju...

- Kocham go.

- Udowodnij.

Nachyliłem się w jej stronę. Przymknęła oczy.

- Nie potrafię...

- W takim razie udowodnij, że mnie nie kochasz.

- Mogłabym...

- Ale ?

- Ale byłeś dla mnie niedostępny przez 7 lat. Za długo czekałam na tą chwilę...

Poczułem dotyk jej ust na swoich wargach.

- Właśnie mi pokazujesz jak bardzo ,,kochasz" Pottera...

- Zamknij się.

- Powiedz to.

- Co mam powiedzieć ?

- Powiedz.

- Malfoy... Jesteś przystojny, wredny, czarujący i arogancki.

- I ?

- Lepszy od Pottera.

- I ?

- Kocham... Cię...