środa, 9 października 2013

Rozdział 13. - Naiwni kochają mocniej.

- Ekhm... Draco? - zatrzymała mnie jeszcze na chwilę Ginny.

- Co, kicia?

- Spotkamy się jeszcze kiedyś?

Zbliżyłem się do niej i wierzchem dłoni pogłaskałem ją po policzku. Te duże, zielone oczy były na prawdę urzekające. Delikatna skóra obsiana słodkimi piegami idealnie pasowały do ognistych włosów. Mimo wszystko po raz kolejny w myślach przyznałem, że coś mnie ciągnie do tej dziewczyny. Lekki uśmiech zniknął gdy spojrzałem w głąb jej źrenic. Z żalem. Wplotłem swoje palce między jej. Oparła głowę o moją klatkę piersiową, a ja uniosłem wzrok do sufitu. Z długim westchnieniem pokręciłem głową. Spojrzała się na mnie, tak jak gdyby nie zrozumiała przekazu.

- Nie. To koniec - wyjąłem różdżkę i machnąłem ją, sprawiając, że w mojej dłoni pojawiła się biała róża. - W tym momencie zazdroszczę Potterowi, wiewióro - zażartowałem niezbyt wesoło i wręczyłem kwiat w ręce rudej. - Uważaj na kolce. I... Do zobaczenia...

- Widzimy się na lekcji... Smoku...

Nasze usta były milimetry od siebie. Nie mogłem się zdecydować czy ją pocałować przez chwilę. W końcu emocje wygrały i pocałowaliśmy się. Tak zwyczajnie. Nic szczególnego. Ostatni raz. Niby nic, a jednak... Głęboko zaczerpnąłem powietrze, wdychając jej zapach i odwróciłem się. Odszedłem rozłączając nasze dłonie. I już się nie odwróciłem. A powinienem? Bez pukania otworzyłem drzwi do gabinetu ojca i usiadłem na krześle z miną męczennika. Lucjusz mierzył mnie wzrokiem parę minut. Siedzieliśmy w ciszy. Zastanawiałem się, czego tym razem ode mnie chce. Dowiedział się o końcu wyroku wujka? Nie wiedziałem czego mam się spodziewać.

- Wiem, że będziesz na procesie Rudolfa. Ale nie po to cię wezwałem. Zauważyłem, że jesteś bardzo niestały w uczuciach i... Może jednak rozwinąłbyś znajomość z panną Lovegood?

- Co?! - Nie rozumiałem. Nie rozumiałem nic. Ale... Jak to?... Ale...

- Wydawało mi się, że ją lubisz...

- Bo lubię... Ale od kiedy interesują cię moje relacje z dziewczynami?

- Masz już 18 lat... Razem z matką planowaliśmy, że oświadczysz się panience Greengrass, lecz ostatnio myślałem nad poprawieniem... Niewinności naszego nazwiska. Kontakty z innymi rodzinami są ważne... Oczywiście nie nalegam, żebyś nadal trzymał się panny Weasley - Lucjusz skrzywił się wypowidając to nazwisko. - Doskonale wiemy, że Artur nie wyda ci swojej córki...

- Ja... Już skończyłem... Z Ginny...

- Tym lepiej - westchnął. - Chciałbym też, żebyś jednak przyłożył się do nauki i nie opuszczał szkoły do końca roku.

Zatkało mnie.

- W razie gdybyś jednak wolał zamieszkać z Rudolfem, przypominam, że bez problemu was znajdziemy. A teraz idź. I pamiętaj. Planujemy twój ślub za 2-3 lata. Może warto... Żebyś przyłączył się do przygotowywań.

Bez słowa opuściłem gabinet i poszedłem do szklarni. W ciszy wykonywałem polecenia. Nieprzytomnie wytrwałem do wieczora. Wręcz automatycznie przygotowałem się do spotkania z Luną. Wychodząc do salonu Ślizgonów usłyszałem gwizdanie. Blaise. Uśmiechnąłem się słabo i usiadłem na sofie obok niego.

- Ej, co jest? Idziesz na tą randkę jak na skazanie.

- Jaką randkę? - Zainteresowała się Pansy.

- Smoku idzie z Luną na randkę - odpowiedział niedbale kolega.

- Nie wyglądasz jakbyś chciał się z nią spotykać. Może lepiej zostaniesz ze mną? - z iskierką w oczach zapytała czarnowłosa. Wykrzywiłem się.

- Nie, dzięki. Wszystko ok... Po prostu nie wiem...

- Jak zawsze niezdecydowany... - zaczął Blaise. - Przecież wiesz. Z Ginny koniec. Sam to skończyłeś. Z Luną masz szansę. Jest ładna, słodka i w ogóle. Z tego, co wiem, gejem nie jesteś, więc co ci nie pasuje?

- No nie wiem... Z jednej strony...

- Musisz iść, bo się spóźnisz. Leć, ale nie przeleć - zaśmiał się.

- No przecież wiem... - wstałem i udałem się pod pokój Krukonów. Czekałą tam na mnie ubrana w jeansy i zwykłą niebieską bluzkę. Burza blond włosów okalała twarz dziewczyny. Ja też nie byłem jakoś szczególnie wystrojony. Czarne spodnie, czarna bluza z kapturem, a pod nią zielona koszulka na krótki rękaw. Rzuciłem krótkie ,,Hej", ona odpowiedziała i poszliśmy na zewnątrz zamku. Niezręczna chwila. Po paru minutach spaceru usiadłem pod drzewem wraz z blondynką. Zauważyłem, że lekko dygocze, więc dałem jej bluzę. Okryłem ją szczelnie ubraniem, a ona przysunęła się do mnie. Otoczyłem ją ramieniem i siedzieliśmy, patrząc w gwiazdy. Szum drzew zagłuszał nasze oddechy. Przyjrzałem się dziewczynie. Rzeczywiście była bardzo ładna. Taka spokojna...

- I co z Ginny?

- Koniec. Zdecydowaliśmy się już nie spotykać. A jak z Longbottomem?

- Jeszcze nic nie wie.

- Ja też jeszcze nic nie wiem - powiedziałem zaczepnie.

- A co chciałbyś wiedzieć?

- Co o mnie myślisz?

- Myślę, że jesteś... Inny.

- W jaki sposób inny?

- Zależy kiedy. W tym momencie pozytywnie. Teraz jesteś ciepły i  kochany. Teraz... A jaka ja jestem?

- A jaka chciałabyś dla mnie być?

- Idealna...

- Jesteś jeszcze lepsza.

Nachyliłem się w jej stronę. Pokręciła głową, a ja spojrzałem się pytająco w jej oczy. Lekko uniosła kąciki warg i położyła głowę na moim ramieniu, zamykając oczy. Zacząłem szeptem ją komplementować. Mówiłem, że jest piękna, cudowna i, że chcę, żeby ze mną została. Że nie mogę napatrzeć się w jej oczy. Kłamałem?

wtorek, 16 lipca 2013

Sowia Poczta

Zaczęłam pisać rozdział 13. od nowa. Mam nadzieję, że ktoś na niego czeka... Ale chciałam was pochwalić. Przekroczyliście dziś 3000 wejść. Dziękuję!

Diana

niedziela, 14 lipca 2013

Sowia Poczta

Tu powinien być rozdział 13. Ale go nie ma... Bo cały tekst mi się usunął. Przepraszam bardzo, choć wątpię, żeby ktoś na to czekał. Napiszę go od nowa. Pojawi się najprawdopodobniej pojawi się dopiero na sam koniec lipca, ponieważ 20-27 lipca jestem na wycieczce. Do następnego posta. :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Sowia Poczta

Tak jakby wróciłam. I jestem. I mam nadzieję, że się podoba. Proszę o komentarze, bo wtedy widzę, że jesteście :) Przy okazji mam zaszczyt zaprosić na mojego drugiego bloga :

nie-będzie-dobrze.blogspot.com
 
 
O innym spojrzeniu na świat. Moim. O depresji i o wszystkim co psuje nam wszystkim humor. Pozdrawiam.
 
 
Diana

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 12. - Dzieciaki często coś psują... Kiedy dorosną to mają szansę to naprawić.

Siedziałem obok Ginny i popijałem herbatę. Wzrok miałem bez przerwy wlepiony w śliczną blondynkę siedzącą przy stole Ravenclawu. Pewnie zauważyła to już połowa sali. A na pewno widział to mój ojciec. Ginny szeptała coś z Blaisem. Pansy zżerała złość, a reszta chichotała. Dziewczyna siedzącą przy Lunie powiedziała jej coś na ucho. Ona podniosła wzrok znad talerza i rozejrzała się. Znalazła mnie. Uśmiechnąłem się lekko. Widząc uśmiech na jej twarzy poczułem się szczęśliwszy. Cieszyłem się na myśl, że już po śniadaniu mamy razem eliksiry. Uniosłem brwi zaskoczony, że Krukonka jeszcze nie opuściła wzroku. Skinąłem na wyjście. Z uśmiechem pokręciła przecząco głową. Wzruszyłem ramionami i opuściłem głowę tylko po to, żeby unieść ją z uśmieszkiem i wyrazem twarzy pytającym ,,Może jednak?". Znowu zaprzeczyła i z uśmiechem wróciła do jedzenia śniadania. Popiłem herbatę i zabrałem jedno jabłko. Wyszedłem z sali, widząc, że Luna też się zbiera. Ustałem za rogiem i czekałem. Wyszła sama i poszła w moim kierunku. Złapałem ją w odpowiednim momencie i przyciągnąłem do siebie, zakrywając dłonią jej usta, żeby nie pisnęła. Potem obydwie ręce położyłem na jej talii.

- No daj się pocałować... - mruknąłem pochylając się do pocałunku.

- Draco!

- Luna, no weź...

- Zachowujesz się jakbyś chciał mnie tylko przelecieć - skrzyżowała ręce. Natychmiast się wyprostowałem.

- To nieprawda! Jak mam ci to udowodnić?

- Nie udowadniaj. Odpuść sobie. Proszę...

- Nie potrafię... Daj mi szansę...

- Nie znam cię...

- Znasz mnie dość dobrze. Cała szkoła mnie zna... Daj się przynajmniej zaprosić na spacer.

- Ty się chcesz ze mną umówić? - zapytała zdziwiona.

- Na to wygląda. To jak będzie?...

Zastanawiała się chwilę. Moje szanse malały z każdą sekundą. Wreszcie się zgodziła. Wziąłem ją w ramiona. Wdychałem zapach jej włosów. Otoczyła mnie swoimi szczupłymi ramionami. Była ode mnie niższa o jakieś 20 centymetrów. Poszliśmy do sali od eliksirów. Otoczyłem ją ramieniem. Wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby było realne. Weszliśmy do pustej sali, która jednak nie była pusta. Przy biurku siedział mój ojciec.

- A pan profesor już skończył śniadanie? - zapytałem z ironią i lekkim zażenowaniem wkładając dłonie do kieszeni.

- Jak widać - odparł. - Możecie już się przygotować do lekcji. Ja muszę jeszcze przynieść sprawdzone prace domowe...

- Dobrze, panie profesorze - powiedziałem słodko, za co ojciec ,,miło" potargał mi włosy. Zająłem się ogarnianiem fryzury. Usłyszałem chichot Luny. Podszedłem do niej. Zaproponowałem jej miejsce obok mnie. Nie była przekonana. Wziąłem ją na ręce i sam przesadziłem.

- Jesteś zbyt pewny siebie. To cię może zgubić.

- To już mnie zgubiło... Nie widzisz kim jestem? - ugryzłem jabłko, po czym wyrzuciłem je do kosza. Niedobre. - Widziałem cię podczas bitwy. Walczyłaś, chociaż nie musiałaś.

- Musiałam... To był mój obowiązek...

- Nie musiałaś. Ja musiałem. Kazali mi. A tobie nie... - pogłaskałem ją po policzku. - Ucieknę. Ja po tym semestrze stąd odejdę. I wtedy już się pewnie nie zobaczymy. Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że się dla ciebie poświęciłem. Bo ty tam walczyłaś. Byłaś niewinna. A Rookwood rzucił w ciebie Crucio... - jej źrenice rozszerzyły się ze strachu. - Uratowałem cię. Gdyby nie rodzice to już bym nie żył. Dla ciebie... Na prawdę. Nie kłamię. Nie wiem czy nie wyjadę z wujkiem już w tym miesiącu. Chciałem, żebyś wiedziała... - przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy. - Proszę, daj mi szansę...

- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? - szepnęła.

- Bo dopiero teraz zrozumiałem, że mogę cię stracić zanim uda mi się ciebie zyskać... Ja muszę odejść.

- Nie musisz, Draco. Nic nie musisz...

- Muszę. Zrozumiesz jak mnie już nie będzie... Dobra. Koniec tych uczuć. - uśmiechnąłem się. - Siadaj. Zaraz zaczną przychodzić.

- Ale...

- Koniec. Pogadamy na randce, kiciu. Przyjdę po ciebie koło 21:00. Czekaj pod wejściem do waszych pokoi. Tylko się ciepło ubierz.

Do klasy wszedł Blaise, Ted, Pansy i Ginny. Blaise ustał obok mnie i niedyskretnie spytał, jak idą sprawy. Kazałem mu zjeżdżać. Zaśmiał się. Po chwili do sali weszli Gryfoni, łącznie z Potterem. ,,Co on tu, kur...?" pomyślałem, ale myśl przerwała mi Ruda, wtulając się we mnie. Spojrzałem na Lunę przepraszająco. Spuściła wzrok, a ja przyciągnąłem Gryfonkę do siebie.

- Sprawy między nami się trochę mogą skomplikować... - szepnąłem.

- Obiecałeś - syknęła.

- Wcale nie. Sam może sobie poradzę.

- Draco! Co ci odbiło?

- Luna...

Poczułem wzrok Pottera. Pocałowałem dziewczynę szybko. Akurat wszedł ojciec. ,,Draconie, musimy porozmawiać" warknął i zapisał na tablicy temat lekcji. Usiadłem obok Luny i co jakiś czas podpowiadałem jej, co powinna robić. Za efekt końcowy Ravenclaw otrzymał 5 punktów, a Slytherin 3.

- Czemu tylko 3?

- Bo jesteś leniwy, powinieneś zrobić swój eliksir, a nie tylko pomagać koleżance. A teraz możecie opuścić salę. Macie wolne do końca tej lekcji.

Zważając na to, że zostało mi tylko 20 minut, usiadłem pod klasą i czekałem aż Lucjusz zaprosi mnie do gabinetu. Krukonka usiadła obok i zapytała czemu chcę opuścić szkołę.

- Źle mi się kojarzy. Po prostu. Zamieszkam u wujka. Będzie mi lepiej. Choć będę tęsknić.

- Jesteś pewny, że chcesz się ze mną spotykać?

- A czemu nie?

- Może nie jestem w twoim typie? Boję się, że zostawisz mnie po tygodniu...

- No co ty...

- Może lepiej by było, gdybyśmy zaczekali?

- Ty chcesz mnie zatrzymać jak najdłużej w szkole czy nie jesteś pewna, że z tobą wytrzymam dłużej niż ,tydzień?

- I jedno i drugie.

- Nie to nie - warknąłem. - Jeśli ci nie zależy to nie będę się starał. Sama dajesz mi do zrozumienia, że tego nie chcesz. Wolisz Longbottoma? Proszę bardzo. Będę w szkole do balu. Potem mnie nie zobaczysz. Masz czas, żeby się zastanowić czy tego chcesz.

- Dzieciak z ciebie... Zdążyłeś się ze mną pokłócić przed pierwszą randką...

- I dobra. Będziesz żałowała.

Wstałem, bo akurat z klasy wyszła Ginny. Wziąłem ją za rękę i zaciągnąłem do pomieszczenia gospodarczego. Kiedy weszliśmy zamknąłem drzwi od środka na klucz. Oparłem dziewczynę o ścianę. Lekko ją przygniotłem. Oplotła ramionami moją szyję. Nasze nosy prawie dotykały się. Przez chwilę cieszyliśmy się własną obecnością. Bliskością.

- Ginny... - szepnąłem. - Ona jest za trudna...

- Odpuścisz sobie?

- Na razie tak. Nie mam siły...

Pocałowałem ją. Pocałunek był długi i słodki.

- Draco... Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić... Udawać, że jesteśmy razem...

- Nie będziesz zła?

- Nie będę.

Kolejny pocałunek. Ostatni.

- Jesteś super - mruknąłem i wyszliśmy. Za parę minut będę musiał tłumaczyć się ojcu...

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11. - Początek czegoś niezwykłego...

Po dlugiej przerwie w końcu jest! Dość krótki, może nie zbyt dobry, ale jest. Pozdrawiam, DianaM ;*

Kolejny wieczór. Zostałem w salonie sam na sam z
Pansy. Siedzieliśmy w ciszy. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie z westchnięciem. Tak bardzo się nudziłem... Nagle drzwi do Pokoju Wspólnego Slytherinu otworzyły się i zobaczyłem rudą Gryfonkę. Zsunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos za zdziwienia. Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła. Wstałem i poszedłem za nią, czując wzrok Pansy. Wyszliśmy na błonia, mimo późnej godziny. Usiedliśmy na trawie, patrzyliśmy na siebie. Ginny zaczęła się tłumaczyć, że to, co powiedziała było głupie. Uśmiechnąłem się.

- No wiesz... Chyba mógłbym ci wybaczyć. Miałem zamiar ten wieczór spędzić z Pansy, ale wyjątkowo poświęcę go tobie...

- Nie. Nie o to mi chodzi. Wiem, że ty nic do mnie nie czujesz, tylko się bawisz. Nie chcę robić sobie głupich nadziei. Chcę, żebyś grał publicznie mojego chłopaka do końca miesiąca.

- Co za to będę miał?

Zamilkła. Zaczęła się zastanawiać.

- Nie mam pieniędzy... - szepnęła.

- Ja je mam. Wymyśl coś innego.

- Nie mam pojęcia czego możesz ode mnie chcieć...

- Chcę... To usunąć. - Podwinąłem rękaw koszuli odsłaniając Mroczny Znak. Dziewczyna delikatnie dotknęła znaku, a ja wrzasnąłem z bólu i położyłem się na trawie. - Usuń to. Jak najszybciej. Możesz mi nawet wyciąć skórę. Tylko, żebym nie czuł... Za dużo...

- Spotkamy się jutro w Wieży Astronomicznej o 22:00. Pa.

Odpowiedziałem na pożegnanie i ciągle leżąc na trawie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Niebo było już ciemne. Tonąc w myślach zasnąłem.

***

Obudził mnie rześki podmuch wiatru. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą dziewczynę. ,,Luna!" zdziwiłem się w myślach. Ona natomiast zarumieniła się i wstała.

- Czekaj! - zatrzymałem ją i usiadłem. - Która godzina?

- Już po piątej.

- Co robisz o tej porze na błoniach? - zapytałem i poklepałem miejsce na trawie obok siebie. Pełna obaw usiadła.

- Wyszłam na spacer... A ty co tu robisz?

- Zasnąłem...

- Zauważyłam - zachichotała. - Ale wydaje mi się, że w łóżku byłoby ci wygodniej.

- Na pewno. - odparłem z uśmiechem. - Na trawie też może być bardzo miło. Pokazać jak? Połóż się. Zamknij oczy...

Również się położyłem i ułożyłem dziewczynę na moim ramieniu. Otworzyła oczy niepewna. ,,Strasznie nieśmiała..." pomyślałem i delikatnym ruchem odgarnąłem niesforny kosmyk włosów z jej twarzy. Spojrzała mi w oczy niepewnie. Uśmiechnąłem się lekko.

- Jest OK?

- Tak... Wszystko OK... Tylko, że my się praktycznie nie znamy... Chyba nie powinniśmy...

- Chcesz mnie poznać? Pytaj. O co chcesz.

- Ulubiony kolor? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. Jej delikatny głos uniósł się i dotarł do moich uszu. Wpatrywałem się w jej błękitne oczy i niegłośno odpowiedziałem ,,Zielony".

- Ja wolę niebieski. Niebo jest niebieskie. Morze też.

- Twoje oczy są niebieskie. W morzu można się utopić. W twoich oczach też... Luna, pozwól mi topić się w twoich oczach... Ustach... - Ostatnie zdanie wyszeptałem i zbliżyłem się do dziewczyny.

- Draco... - zaczęła cicho, jakby z rozkoszą. - Draco...- powtórzyła. - Nie możesz. My nie możemy... Kochałeś kiedyś kogoś? Tak na prawdę... Ja bardzo szybko potrafię kogoś pokochać. Ale uczucia trudno się pozbyć. Zapomnij o mnie...

- Nie zapomnę... Nie kochałem. Jeszcze pokażę ci, że cię nie zawiodę. - pocałowałem ją w policzek i przyciągnąłem do siebie. Wzrok wlepiłem w niebo, a uśmiech wstąpił na moje usta kiedy dziewczyna zaczęła miarowo oddychać. Zasnęła. Po jakimś czasie wyślizgnąłem się i odłożyłem dziewczynę na ziemię. Odnalazłem niewielką gałązkę i przemieniłem ją w białą różę, którą wsunąłem pod rękę Krukonki. Zadowolony z siebie poszedłem do sypialni, żeby przygotować się do śniadania. Miałem ochotę na budyń czekoladowy.

piątek, 14 czerwca 2013

Sowia Poczta (czyli kolejna niedługa wiadomość ode mnie)

Nadal nic! Próbowałam, ale nie mogę... Po prostu nie mam weny do następnego rozdziału. 3 razy kasowałam całość, którą napisałam, bo coś mi się odwidziało... Sorki... Poza tym zdziwiłam się widząc, że jednak ktoś to czyta :) Dzięki, za odwiedziny i czytanie moich wypocin. No i mam pewną prośbę... Jakby ktoś mógł to powrzucałby mi w komentarzach jakieś cytaty, które może mnie natchną?

wtorek, 28 maja 2013

Sowia Poczta

Przykro mi, bo już dawno powinien pojawić się tu rozdział 11. Ale go nie ma. Przekroczyliście 2000 odwiedzin, za co powinnam zamieścić tu z 3 rozdziały, a nie jeden :) Niestety, od pewnego czasu cierpię na brak wenu. Poratuje ktoś ???

Szukająca weny :
DianaMalfoy

niedziela, 19 maja 2013

Sowia Poczta

 Zapowiadam swój powrót i to całkiem niedługo. A przy okazji chcę zapromować nowego bloga


nie-bedzie-dobrze.blogspot.com

Dla tych, którzy wiedzą, że nie będzie dobrze. Wszystkich ,,pesymistów" zapraszam.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Sowia Poczta

Humoru nie mam, nie spodziewajcie się niczego wesołego.

Zawieszam bloga. Aż pod tym postem nie znajdzie się 10 komentarzy, od dziesięciu różnych osób. Przykro mi, ale nie wiem czy warto w ogóle prowadzić bloga. Pozdrawiam : ja.

niedziela, 31 marca 2013

Sowia (Wielkanocna) Poczta

Spełnienia marzeń wszystkim czytelnikom !
życzę ja - DianaMalfoy

Powinnam dać wam coś świątecznego, jakieś pisanki czy coś... Dostaniecie moje wyobrażenie (mniej więcej) Draco. Anime zawsze spoko :3

A właściwie to dam wam coś wielkanocnego. Króliki ! :3 (Nie, nie potrzebuję psychiatryka - to tylko mała obsesja...)



To Jack. xD I jeszcze Frania :
To Franio. :3 Nie, nadal twierdzę, że nie potrzebuję psychiatryka. Poradzę sobie, nie martwcie się. Wesołego Alleluja, wszystkim i do następnego posta.

środa, 20 marca 2013

Rozdział 10. - Nowy dzień przynosi nam nowe szanse...


Wiedziałem, że to powie, przecież sam jej kazałem, ale nie przypuszczałem, że wywoła to u mnie takie zdziwienie, szok. Zaśmiałem się z całej sytuacji.

- Jesteś pijana ?

- Nie !

- Aż tak cię poniosło, żeby powiedzieć, że mnie kochasz ? - wypytywałem z lekkim uśmiechem.

- Ty mnie nie traktujesz na serio ! - krzyknęła, a w jej oczach pojawiły się łzy.

- Ej... Spokojnie... Ginny...

- Ja cię na prawdę kocham ! A ty wszystko traktujesz jak zabawę !!!

- Życie to zabawa... Słuchaj, chodzisz ze mną jakieś dwa tygodnie i twierdzisz, że mnie kochasz ? To niepoważne...

- Ale...

- Po prostu cię poniosło. Wcale mnie nie kochasz. A teraz wracaj do pokoju i się ogarnij trochę przed kolacją.

- Nie rozumiesz miłości... Chociaż możesz mieć rację.

Usiadłem obok Zabiniego na sofie w pokoju wspólnym. Na fotelu niedaleko od nas rozłożył się Teo. Obgadaliśmy sprawę z Ginny.

- Za bardzo się wczuła... - stwierdziłem.

- Jak długo będziesz jeszcze z nią chodził ?

- Nie wiem... Tydzień ? Zerwę z nią jak będę wyjeżdżał na tą sprawę o uwolnienie wujka. Przez dwa dni, kiedy mnie nie będzie ochłonie.

Nagle przez drzwi wpadła Pansy, Astoria i Tracey. Rozchichotane usiadły między nami. W końcu niepewnie spytaliśmy o powód ich szczęścia. Zaśmiały się.

- Będzie Bal Karnawałowy !!!

Wszystkie osoby będące w pokoju odwróciły się w naszą stronę. Zanim zapanował chaos przepełniony pytaniami skierowanymi do dziewczyn, razem z Blaise'em i Nottem wzniosłem jęk rozpaczy.

- Tylko nie to...

- Jak mogą we wrześniu planować styczniowy bal...?

- 5 miesięcy słuchania o tym w co kto się ubierze i z kim pójdzie...

- Czemu zawsze tak szybko planują ?

- To nie nauczyciele tak szybko planują... To dziewczyny się tak szybko dowiadują...

- Wiecie... - zacząłem. - Może zaproszę Granger...

Całym pomieszczeniem zawładnął śmiech. Tylko jeden pierwszak zapytał :

- Czemu wszyscy się śmieją ? Ona jest całkiem ładna...
Kolejną salwę śmiechu zakończyłem z złośliwym uśmiechem.

- Blaise, Teo... Trzeba nauczyć młodego życia w Slytherinie...

- O tak... - koledzy zgodzili się, ze śmiechem.

- O nie... Draco, zostawcie go. - Astoria zagrodziła nam drogę. - Ma dopiero 11 lat...

- To wystarczy... A poza tym jestem prefektem. Mogę to zrobić.

- Co mu zrobicie ? - spytała zrezygnowana.

- Zmyjemy. - odparłem z łobuzerskim uśmiechem.
Ze śmiechem złapaliśmy pierwszaka. Teo za ręce, ja za nogi. Blaise otworzył nam drzwi do łazienki. Dzieciak się wydzierał. Weszliśmy do toalety i wsadziliśmy głowę chłopaczka do sedesu. Spłuczka. Rozległ się nasz śmiech. Kiedy otrząsnął się przykląkłem kawałek dalej i zapytałem czego go nauczyliśmy.

- Ślizgonki są najładniejsze...

- Brawo, młody. Ale nie przesadzaj... Nie wszystkie są ładne. Leć się przebrać.

Pobiegł jak najszybciej do swojego domitorium. Wstałem. Blaise zaproponował nam trening Quidditcha przed kolacją. Przystaliśmy na propozycję. Wzięliśmy ze sobą parę szóstoklasistów oraz Davisa i poszliśmy na boisko. Było zajęte przez Gryfonów. Nie przejęliśmy się tym.

- Zjeżdżajcie. - przy wejściu stała Granger.

- A od kiedy ty robisz za ochroniarza na boisku ?

- Od kiedy zobaczyłam, że tu idziecie.

- Chcemy tylko zagrać towarzyski mecz...

- I tak nie macie szans - Harry gra.

- Tym bardziej chcemy. Mam ochotę go pokonać.

- Nie dasz rady.

Wychyliłem się za ramię Gryfonki, żeby rozejrzeć się po boisku. Zauważyłem na trybunach Ginny rozmawiającą z Luną.

- Dam radę. - stwierdziłem pewnie.

Podleciał do nas Weasley, po chwili przybył też Potter i reszta ich drużyny. Po krótkiej kłótni zgodzili się na mecz. Wsiedliśmy na nasze Nimbusy 2001 i zrobiliśmy kółko nad boiskiem. Ja dodatkowo zawisłem głową w dół, kiedy leciałem obok Luny i Ginny. A potem zaczął się mecz.

Wszystko działo się bardzo szybko. Wznosiłem się w górze. Co jakiś czas zerkałem na Pottera. Nic nie znalazł. Zaczęło się ściemniać. Niedobrze. Spojrzałem na Lunę wpatrywała w się w punkt znajdujący się nad nią. ,,Znicz" przemknęło mi przez głowę. Zauważyłem go i popędziłem w tamtą stronę. Potter poleciał za mną. Wleciałem przed niego i obróciłem się w okół osi miotły, żeby go zdekoncentrować. Piłeczka zaczęła uciekać kiedy się zbliżyłem. Gryfon ciągle siedział mi na ogonie. Przyspieszyłem. Byłem blisko. Stawałem na miotle, żeby dosięgnąć celu. Nagle znicz zanurkował. Nie miałem czasu na ponowne siadanie na trzonku, chociaż jest to krótka chwila. Skoczyłem za piłką. Z trakcie spadania złapałem znicza w lewą dłoń. Usłyszałem piski. Pewnie. Potter już po mnie leciał... Na szczęście po chwili siedziałem na miotle kolegi z domu.

- Smoku, nie potrafisz latać - syknął Blaise. - Miałeś tego nie robić. Zabijesz się kiedyś...

- Ale przynajmniej złapałem...
Pokręcił głową z westchnieniem. Potem się roześmiał.

- Głupi jesteś !

Odstawił mnie na ziemi obok odłożonej przez Pottera miotły.

- Chciałeś się zabić ? - zapytał z wyrzutem.

- Może... A co cię to obchodzi ?

Nie dowiedziałem się co to obchodziło Pottera, ale Ginny dała mi mocno do zrozumienia co ją to obchodziło - w postaci siarczystego policzka, którego mi wymierzyła. Za nią stała Luna. Kiedy przestałem się krzywić z bólu zapytałem jak się im mecz podobał. Powoli szliśmy na kolację. Krukonka szła obok mnie, innych Ślizgonów i Ginny, chociaż lekko z tyłu zamiast z grupką Gryfonów. Cieszyłem się z tego w duchu. Przechodząc przez drzwi Wielkiej Sali pożegnała się. Nie wiem co namówiło mnie do odezwania się do blondynki, ale zaprosiłem ją do naszego stołu. Po chwili namysłu zgodziła się. Ginny usiadła dziś obok Astorii, naprzeciwko Blaise'a zostawiając dwa wolne miejsca między nim, a Teo. Jedyne dwa wolne miejsca. Luna była zmuszona usiąść przy mnie. Posłałem jej mordercze spojrzenie i usiadłem. Opuściłem głowę kiedy Krukonka siadała na zostawionym jej miejscu. Spojrzałem na nią na krótki moment, dosłownie na sekundę. Mój wzrok osiadł na jej spódniczce, a potem spuściłem go z powrotem na podłogę.

- Paczcie ! Zarumienił się. - Blaise szturchnął mnie łokciem.

- Weź się nie wydurniaj... - odepchnąłem jego rękę. Usłyszałem chichoty paru osób siedzących niedaleko. Tylko Pansy była śmiertelnie poważna. Po chwili uniosłem głowę i uśmiechnąłem się lekko do Luny. Odwzajemniła uśmiech.

- Nie słyszeliście ? Mieliśmy się nie wydurniać. - wydusił z siebie Zabini, zasłaniając dłonią usta, żeby się nie roześmiać. Ogarnąłem najbliższe towarzystwo wzrokiem. Astoria, Ginny, Pansy, Tracey, Milicenta na przeciwko i Blaise, Davisa oraz Teo z mojej strony próbowali się nie roześmiać. Nawet Luna była rozbawiona. Nie wiedziałem o co chodzi. Otworzyłem już usta, żeby coś powiedzieć, ale stanął za mną Longbottom.

- Luna... ?

- Tak ?

Odwróciłem się do Gryfona. Spojrzał na mnie z niechęcią i kontynuował rozmowę z Krukonką.

- Chciałabyś porozmawiać ?

- Teraz ?

- Teraz. Chodź.

- Nie.

- Co ? - wybuchł nagle.

- Powiedziała : nie. Czyli, że nie pójdzie teraz z tobą. Czemu wszyscy Gryfoni są tacy tępi... ?

- Nie rozmawiam z tobą, Malfoy, tylko z Luną.

- Ale ona powiedziała : nie. Rozumiesz ?

Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale po prostu się odwrócił i wrócił do Pottera i reszty.

- Właściwie czemu Potter nadal jest w Hogwarcie ?

- No tak... Byłeś nieprzytomny i nie wiesz... - zaczęła Tracey. - Zgodził się przeprowadzić jeszcze parę lekcji.

Zaklnąłem dość głośno.

- Draco ! - syknęła Astoria.

- No co ? Myślałem, że się go pozbyłem już po bitwie, a on siedzi teraz za mną... Znowu ! Wiecie jak to jest mieć przez 7 lat, na każdym śniadaniu, każdym obiedzie i każdej kolacji w roku szkolnym za sobą kogoś komu najchętniej przywaliłoby się w pysk, ale nie można ?

- Wiem. - usłyszałem głos zza moich pleców.

- Longbottom... Znowu... Czego tym razem ?

- Chcę pogadać... Z tobą.

Wstałem, lekko ocierając się o Lunę i spojrzałem mu w oczy.

- No więc ?

- Odwal się od niej.

- Nie będziesz mi rozkazywał, sieroto. Och ! Ty przecież masz rodziców... - cała sala zamilkła. - Leżą u Munga. Niesprawni umysłowo po Crucio...

Chłopak ryknął i rzucił się na mnie.

- ZABIJĘ CIĘ, MALFOY !!! TY TLENIONY ŚMIERCIOŻERCO !!!

- Nieładnie wyzywać lepszych od siebie... - Blaise i Davis złapali go za ramiona i obezwładnili. - Mamusia nie nauczyła ?

Usiedliśmy z powrotem do kolacji. Chwilowa cisza zmieniła się śmiech, wiwaty i oklaski Ślizgonów, odgłosy wydawane przez pomagających Longbottomowi Gryfonów i rozkręcające się rozmowy Krukonów oraz Puchonów. Luna była dość spięta przez moment. Rozluźniła się kiedy podałem jej budyń. Tradycyjnie skończyło się wystąpieniem McGonnagall, która zaczęła gadać o tym, że Ślizgoni są nieokrzesani i wymaga od nas więcej szacunku dla innych. Gdy skończyła na mównicę wszedł mój ojciec.

- Z pewnego źródła dowiedziałem się o meczu Quidditcha rozegranym między uczniami Gryffindoru i Slytherinu. Pragnę przyznać Slytherinowi 50 punktów za wygraną. Draconowi Malfoyowi 20 punktów za poświęcenie się w słusznej sprawie. A pannie Ginny Weasley chciałbym odjąć 10 punktów za brutalne zakończenie meczu. Dziękuję za uwagę.

Myślałem, że wybuchnę śmiechem, lecz się powstrzymałem. To było tak dziwne, niespodziewane, niesamowite... Nie wierzyłem, że Lucjusz zrobił coś takiego... Samowolnie uśmiechnąłem się do ojca.

Zaproponowałem Lunie i Ginny wieczór w Pokoju Wspólnym Slytherinu. Nie zgodziły się. Stwierdziły, że mają coś do obgadania, więc zostawiliśmy je same i wróciliśmy do domitoriów.

Wziąłem długą kąpiel. Mimo niewysuszonych włosów położyłem się spać. Podsumowałem ten dzień. Był dobry. Chociaż obudziłem się z czterodniowej śpiączki i słuchałem wyznań Ginny... Tak mogłoby być codziennie...

niedziela, 17 marca 2013

Roz. 9. - Wyznanie.

/Krótki rozdział, ale potrzebny do dalszej części opowiadania. Pozdrawiam czytelników. ^^

- Draco... Proszę, obudź się...

Otworzyłem oczy. Leżałem w szpitalu. Ginny nachylała się nade mną. Miała w oczach łzy.

- Co jest... ?

Dziewczyna przytuliła się do mnie.

- Byłeś nieprzytomny przez 4 dni...

- Nieprzytomny ?

Czyli to był sen... Westchnąłem. Może to i dobrze, że to nie była prawda.

- Martwiłam się o ciebie.

Po przebadaniu mnie przez pielęgniarkę wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego. To był tylko sen... Chory sen... Na szczęście to chory sen. Na szczęście się obudziłem. Na szczęście to tylko sen...

- Draco ?

- Tak ?

- Czy ty... Ty coś do mnie czujesz ?

Zamilkłem. Nie wiedziałem co mam jej odpowiedzieć. Głównie dlatego, że nie wiedziałem jak to jest coś do kogoś czuć.

- Ginny... Ja... Ja nie wiem...

Opuściła wzrok.

- A ty coś do mnie czujesz ? - zapytałem cicho.

- A chciałbyś, żeby tak było ?

- Może...

Poszliśmy nad jezioro. Usiedliśmy nad brzegiem. Ruda wtuliła się we mnie i zaczęła mówić :

- Zawsze uważałam cię za odwrotność mojego ideału chłopaka, odwrotnością Harry'ego. Chociaż patrzenie na ciebie sprawiało mi przyjemność. Podczas meczów Quidditcha wszystkie dziewczyny patrzały na ciebie, nawet jeśli nie łapałeś znicza. Bo byłeś taki... Czarujący. Te twoje popisy podczas meczów... Mimo tego, że Harry był lepszy, to większość dziewczyn zwracała uwagę na ciebie. Nawet ja. Nienawidziłam tego uczucia kiedy przyłapywałam sama siebie na wpatrywaniu się w ciebie maślanymi oczami. Ale robiłam to coraz częściej. Potem udało mi się zdobyć Harry'ego. I było świetnie. Kochałam go. I boję się, że nadal go kocham.

- Chcesz do niego wrócić ?

- Sama nie wiem...

- Nie będę cię przy sobie trzymał...

- Pozwolisz mi tak po prostu odejść ?

- Gin... Jestem Ślizgonem. Nie miej mi tego za złe.

- To, że jesteś Ślizgonem nie znaczy, że nie możesz mieć uczuć... - odwróciła się ode mnie.

- To, że jesteś Gryfonką nie znaczy, że nie możesz kochać Ślizgona.

- Powiedziałam, że chyba kocham Harry'ego.

- Gdybyś go kochała nie pocałowałabyś mnie w pociągu, na rozpoczęciu roku szkolnego, u mnie w pokoju...

- Kocham go.

- Udowodnij.

Nachyliłem się w jej stronę. Przymknęła oczy.

- Nie potrafię...

- W takim razie udowodnij, że mnie nie kochasz.

- Mogłabym...

- Ale ?

- Ale byłeś dla mnie niedostępny przez 7 lat. Za długo czekałam na tą chwilę...

Poczułem dotyk jej ust na swoich wargach.

- Właśnie mi pokazujesz jak bardzo ,,kochasz" Pottera...

- Zamknij się.

- Powiedz to.

- Co mam powiedzieć ?

- Powiedz.

- Malfoy... Jesteś przystojny, wredny, czarujący i arogancki.

- I ?

- Lepszy od Pottera.

- I ?

- Kocham... Cię...

niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 8. - Dziennik, Czarna Królowa i Spider. Wszystko wyjaśni się później.

Szliśmy w stronę jeziora. Trzymałem Ginny za rękę. Opowiadała mi o wycieczce do Egiptu. ,,Szczęśliwa rodzina zdrajców krwi..." pomyślałem sobie. Może trochę jej zazdrościłem. ,,Co z tego, że są biedni ? Są zadowoleni...". Kiedy skończyła zauważyła, że jej nie słucham.

- Wszystko OK ?

- Jasne. Zamyśliłem się. - odparłem chłodno.

Dziewczyna zatrzymała się.

- Nigdy nie pomyślałabym, że będę z tobą chodzić, Draco.

- Też nie miałem zamiaru z tobą chodzić...

- Na pewno wszystko dobrze ?

- Tak.

Westchnęła.

- Muszę iść, Ginny. Źle się czuję. - skłamałem, żeby jak najszybciej zakończyć to spotkanie.

- A jak się pytałam czy jest OK to oczywiście powiedziałeś, że tak... Widzimy się jutro na śniadaniu. Paa. - pocałowała mnie i poszedłem do swojego pokoju.

Kiedy wszedłem do pokoju zauważyłem leżący na biurku czarny dziennik. Wziąłem go do ręki i przekartkowałem. Był pusty.

- Severusie ?

Profesor pojawił się w ramie obrazu wiszącego nad drzwiami do mojego pokoju.

- Czego potrzebujesz, Draco ?

- Skąd się wziął tu ten zeszyt ?

- Nie wiem. Prawie cały dzień siedziałem w pokoju q i z drugiej strony drzwi. Nikt tu nie wszedł - tego jestem pewny. Byłem u ciebie raz. Wtedy nie było tu żadnego notatnika.

- To skąd się tu wziął ?

- Nie jestem wszechwiedzący. - mruknął Severus i przeszedł do innej ramy.

Westchnąłem. Usiadłem przy biurku i schowałem twarz w dłoniach. Rzeczywiście poczułem się źle. Rozejrzałem się. Prawie krzyknąłem na widok czarnowłosego chłopaka leżącego swobodnie na moim łóżku. Nie był blady. Był abalstrowy. Miał na sobie czarne spodnie i białą koszulkę na ramiączkach. Umięśnione ramiona pokrywały blizny, niektóre świeże. Wydawało mi się, że go znam, chociaż mógłbym przysiądz, że widzę go pierwszy raz w życiu.

- Siema, Draco.

- Kim ty...

- Nie pytaj o nic. Ja ci wszystko wytłumaczę.

- Nie rozkazuj mi. - syknąłem.

- Dobra, spokojnie. Masz coś do picia ?

- Sprawdź barek.

- Nie chce mi się. Przyniesiesz... - spojrzałem na niego morderczym wzrokiem. Zrozumiał. - To ja zacznę tłumaczyć o co chodzi... Nazywam się Spider. Właściwie to Spiderus Death. Jestem na usługach Jej Królewskiej Mości Czarnej Królowej Ligei. Jestem wampirem. Jestem nieśmiertelny. Jestem twoim... ojcem. - zachichotał. - Poniosło mnie... Nieważne. Królowa przesyła ci dziennik. Zostaniesz...

- A tak na serio to co ty tu robisz ?

- Tak na serio to mam ci przekazać, że zostałeś zabójcą.

- Chwila... Co ?!

- Z a b ó j c ą. Nie znasz tego słowa ? Będziesz zabijał ludzi. Królowa wszystkie wskazówki będzie przekazywać przez ten dziennik. Ale ty NIE MOŻESZ w nim pisać. Rozumiesz ?

- Ja nie słucham rozkazów. Ja je... - spojrzałem w oczy przybysza. Czarne, głębokie oczy. I stałem się mu posłuszny. - Ja... Nie będę pisał w dzienniku od Jej Królewskiej Mości Czarnej Królowej Ligei.

- Od razu lepiej. Już cię lubię. Jak będziesz grzeczny masz szanse poznać Dianę.

- Kim jest Diana ?

- Córką Ligei. Dałbym ci jej zdjęcie, ale masz dziewczynę.

- Co ma zdjęcie do mojej dziewczyny ?

- Nie będziesz mógł oderwać od Diany wzroku. Jest bardzo ładna. Ale ja tam nie wiem... Nie będę przecież oceniał wyglądu swojej siostry. Bierzesz na własną odpowiedzialność.

Spider podał mi kopertę i został pochłonięty przez czarną mgłę niewiadomego pochodzenia. Myślałem, że zaraz obudzę się i całe zajście wytłumaczę sobie głupim snem. Ale nie budziłem się. Usłyszałem walenie pięścią w moje drzwi.

- Otwieraj !!! - krzyk na pewno wydała Ginny.

- Dobra... - machnąłem różdżką i drzwi się otworzyły. Ruda wpadła do pokoju.

- Musisz mi pomóc.

- W czym może pomóc dzielnej Gryfonce taki zły Ślizgon ?

- Chodzi o Harry'ego...

- Pottera ?

- Nie. Stylesa.- warknęła sarkastycznie. - Ogarnij się, Malfoy !

- Spokojnie... Harry to takie pedalskie imię, nie ?

- Daj spokój ! To nieważne. Ten debil wezwał tu Rona. Razem z Hermioną przeszukali mój pokój.

- I ?

- Musisz pozbyć się Harry'ego.

- Stylesa ? - uśmiechnąłem się kpiąco. - To chyba nie mój problem, prawda ?

Ginny coś odpowiedziała, ale nie słuchałem jej. W głowie usłyszałem hipnotyzujący głos Spidera.
,,Pocałuj ją. "

Nie próbowałem się sprzeciwiać. Zamknąłem dziewczynie usta pocałunkiem. Zamknęła oczy. Pojawiła się za nią czarna mgła, z której wyszedł syn Czarnej Królowej, w którą nadal nie wierzyłem. Białą dłonią dotknął ramienia Gryfonki. Najwyraźniej nic nie poczuła.

- Nawet ładna... Szkoda ci jej będzie ? Raczej nie...

Nie słyszała go.

- Trzymaj.

Podał mi nóż. Złapałem ostrze niepewnie.

- Dobrze wyceluj. Nie zabij jej. Po prostu spraw, żeby straciła przytomność.

Ginny powoli się ode mnie odsuwała. Szybko wysunąłem nóż, który szybko przebił skórę brzucha rudej. Spojrzała na mnie zszokowana i osunęła się w moje ramiona. Spider zaczął bić brawo.

- Mówiłem, że będziesz się nadawał. Pięknie. Daj mi ją. Zostawię ją w Wielkiej Sali, a potem wykonasz drugie zadanie, które znajdziesz w dzienniku.

Chłopak wziął dziewczynę na ręce i przyjrzał się jej.

- Rzeczywiście nie najbrzydsza...

Usiadłem na łóżku i otworzyłem dziennik. Na pierwszej stronie zaczęły pojawiać się czerwone litery.

,,Jesteś Draco Malfoy. Jesteś smokiem. Jesteś zabójcą. Moim. Jesteś idealny. Twoim pierwszym celem jest Hanna Abbot. Wykonaj to jak najszybciej. Spider da potrzebną ci broń. "

Polecenie było krótkie, zrozumiałe i nie mogłem go nie wykonać. Nie mogłem. Tak samo jak nie mogę pisać w dzienniku. To zakazane. Ale otworzenie koperty nie jest zakazane. Porwałem papier, z którego była koperta i wyjąłem z niej zdjęcie dziewczyny. Najpiękniejszej jaką widziałem. Kruczoczarne przechodzące w fiolet, długie włosy opadały jej kaskadami na alabastrowe ramiona. Cerę miała taką samą jak jej brat. Oczy były fioletowe do bólu, a usta czerwone jak krew. Była PRZEPIĘKNA. Chciałem ją dotknąć, porozmawiać, zobaczyć na żywo. Zapomniałem o reszcie świata. To było więcej niz zauroczenie. To było nawet więcej niż porządanie. Chyba nie znam mocniejszych słów. Nie szkodzi...

- No i po tobie, stary... - mruknął Spider. - Oddawaj to zdjęcie i idź wykonać zadanie.

- Zaraz...

- Świata przez nią nie będziesz widział...

- Mhm...

- Stary... Idź !!!

Leniwie się podniosłem i ze zdjęciem poszedłem w stronę drzwi. Oparty o framugę wampir wyrwał mi z rąk obrazek. Mruknął coś, że jestem kretynem. Wyszedłem z pokoju. Czarnowłosy stuknał mnie w ramię i wcisnął mi w dłoń buteleczkę.

- Trucizna. Zabija w minutę. Zrób to szybko.

- Ale... Zdjęcie...

- Jak wrócisz. A teraz zjeżdżaj !

Westchnąłem i poszedłem pod Pokój Wspólny Puchonów. Kazałem zawołać Abbot. Wyszła zza obrazu bardzo zdziwiona. Bez słowa zaciągnąłem ją w ciemny zakamarek. Nakazałem ciszę. Kazałem jej otworzyć buzię. Wykonała polecenie. Głupia Puchonka... Podałem jej fiolkę i kazałem wypić. Zrobiła to. Szybko zaczęła osuwać się na ziemię. Wydawało mi się, że usłyszałem dziewczęczy pisk. Pobiegłem do rogu ściany i rozejrzałem się. Zauważyłem blondynkę biegnącą przed siebie. Ruszyłem za nią. Złapałem ja w końcu.

- Nic nie widziałaś, jasne ?

- Zabiłeś ją.

- Nic nie widziałaś. - powtórzyłem.

- Jesteś mordercą... - zaczęła się wycofywać, chociaż nadal trzymałem ja za rękę. Zobaczyłem strach w jej oczach.

- Luna to nie tak...

- Puść mnie, bo zacznę krzyczeć.

Puściłem jej nadgarstek i uciekła. Miałem ochotę za nią pobiec, ale wróciłem do pokoju powzdychać do zdjęcia.To mógł być błąd. Kolejny...

czwartek, 21 lutego 2013

Sowia Poczta

Niech ktoś sobie nie myśli, że zostawię tego bloga kończąc na siódmym rozdziale. Po prostu nie mogę dokończyć rozdziału 8. Coś mi w nim nie pasuje. Życzę cierpliwości :P Mam nadzieję, że ktoś czasami wchodzi jeszcze na mojego bloga. Dla ciekawych w kolejnym rozdziale Draco się... No właśnie nie powiem co się z nim stanie. Nie powiem też nic o ciekawym odkryciu Luny i szoku doznanym przez Ginny. Czekajcie cierpliwie. /DianaM.

czwartek, 3 stycznia 2013

Rozdział 7. - Tak twierdził Severus...

 O życzeniach tradycyjnie zapomniałam. Ale i tak życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku.

- Malfoy... Malfoy, obudź się...

- Po co, Weasley ?

- Za godzinę zacznie się obiad... Odprowadzisz mnie do Wieży Gryffindoru ?

- Taa... Jasne. już idę.

Założyłem buty i wyszedłem z dziewczyną z mojego pokoju przez obraz Snape'a.

- Draco. - syknął Severus z obrazu. - Koszula.

- Co z nią nie tak ?

- Nie masz jej.

Spuściłem wzrok. Miał rację. Machnąłem na to ręką i poszedłem z rudą. Zatrzymaliśmy się przy obrazie Grubej Baby... Damy... W każdym razie przeprosiłem Gryfonkę za to, że ją upiliśmy. Uśmiechnęła się.

- Nie musisz przepraszać. Fajnie było. Chociaż głowa mnie boli... Widzimy się na obiedzie ?

- Mogę się trochę spóźnić... Masz zamiar znowu siedzieć mi na kolanach ?

- Właściwie, czemu nie ? A po obiedzie idziesz do Luny.

- Co ?!

- Podejdziesz do niej i skomplementujesz ją. Tak po prostu.

- Ale...

- Będę przy stole Ślizgonów. Do zobaczenia ! - wypowiedziała hasło i zniknęła za obrazem. Wróciłem do mojego pokoju i wybudziłem chłopaków. Marudzili i jęczeli. Kiedy w końcu wyszli zamknąłem za nimi drzwi i wszedłem do mojej łazienki. Obmyłem wodą twarz. Spojrzałem w lustro. Zobaczyłem w nim wysokiego chłopaka bez koszulki. Był umięśniony, a cerę miał bladą. Bardzo jasna, trochę już za długa, blond grzywka opadała mu na twarz. Szare oczy patrzyły przenikliwie, chwilowo nie wyrażając żadnych emocji. ,,Jestem niewiarygodnie przystojny" przemknęło mi przez myśl i usta, przed chwilą mocno zaciśnięte rozluźniły się w uśmiechu.

Założyłem szatę szkolną i przyjrzałem się odznace prefekta naczelnego. Zasługuję na nią. Tak twierdził Severus...

Stanąłem sztywno przed drzwiami i zapukałem. Wszyscy uczniowie byli teraz na obiedzie, a ja zamiast jeść i pić byłem skazany na wysłuchiwanie ojca, który mnie opierniczy... Kiedy doczekałem się zaproszenia do gabinetu otworzyłem szeroko drzwi i szybko wszedłem do środka. Usiadłem na fotelu na przeciwko Lucjusza. Wyciągnął bez słowa liścik, który wysłałem rano.

- Co to ma znaczyć ? - zapytał groźnie, dokładnie wypowiadając każdą literę.

- To prośba o usprawiedliwienie...

- Do kogo skierowana ?

- Do Severusa...

- Myślisz, że cię usprawiedliwi ? Myślisz, że twój nieżyjący ojciec chrzestny usprawiedliwi cię z lekcji, bo się upiłeś ?! - Lucjusz stopniowo podnosił głos.

- Nie...

- Jak śmieliście się upić w dniu rozpoczęcia roku szkolnego ? Kto pozwolił wam zażywać alkohol na terenie szkoły ?! Gdybym tu rządził wyrzuciłbym od razu waszą czwórkę za szkoły !

Milczałem.

- Gdzie twoje riposty, synu ?

- Nie mów do mnie ,,synu" ! Nie jestem twoim synem !!!

- Draconie...

- To ty powinieneś umrzeć ! Nie Severus ! On był dla mnie ojcem ! Nie TY !!!

- Uspokój się.

- To, że się upiłem to normalne w tym wieku.

- Kto wmówił ci takie bzdury ?

- Tak twierdził Severus. - odparłem chłodno.

- Severus... Severus już cię nie obroni. Mógłbym wysłać was do dyrektorki, ale tego nie zrobię. Ty przyjmiesz na siebie całą karę. Dostawa jakiegokolwiek alkoholu do twojego pokoju zostaje odwołana do końca semestru.

Westchnąłem. Myślałem, że skończy się o wiele gorzej. Wstałem i podszedłem do drzwi. Złapałem za klamkę.

- Matka się dowie. A teraz idź na obiad.

- Do widzenia, panie profesorze. - syknąłem i wyszedłem.

Kiedy dotarłem do Wielkiej Sali zastałem tam wesołych uczniów zajętych jedzeniem. Atmosfera, w porównaniu do tej panującej w gabinecie Lucjusza, była bardzo luźna. Usiadłem między Ginny a Blaise'em.

- Jak było ?

- Ochrzanił mnie i wycofał dostawę alkoholu do końca semestru. Nawet o Ginny nie wspomniał.

- Nieźle. A dyrektorka ogłosiła, że dzisiaj zjawi się Potter. Będzie miał lekcję OPCM z czwartoroczniakami. - skrzywiłem się. - Miał być na już śniadaniu, ale się...

Jak na zawołanie do sali wszedł Potter. Posadziłem sobie szybko Ginny na kolanach. Ona wtuliła się we mnie. Chłopiec-Który-Przeżył przeszedł przez środek Wielkiej Sali piorunując nas wzrokiem. Podszedł do nauczycieli witając się z każdym osobno. Uczniowie wrócili do posiłku i czekali aż zdaży się coś ciekawego.

- Chcesz powkurzać Pottera ? Mamy czas. Transmutacja jest za pół godziny.

- Ale...

- Co, Ruda, boisz się ? - Nott zachichotał.

- Nie boję się. - odparła obrażona.

- Czyli pocałujesz mnie jak Potter będzie już przy stole Gryfonów ? - zapytałem wyzywająco.

- Jasne. Możesz mnie nawet nosić na rękach przy nim.

Uśmiechnąłem się z satysfakcją.

Potter wstąpił na mównicę.

- Witam wszystkich.

- Cześć, Potter. - Blaise odpowiedział głośno. - Jak żyjesz po zerwaniu z dziewczyną ? - Ślizgoni wybuchli śmiechem. Przybiłem koledze piątkę.

- Bardzo dobrze. - syknął jadowicie Potter. - Dziękuję, że pytasz, Zabini.

- Wow, Blaise, jaki z ciebie szczęściarz. Potter pamięta twoje nazwisko. - kolejna salwa śmiechu wybuchła po mojej odpowiedzi przesyconej sztuczną słodyczą.

- Nie martw się, Malfoy, ciebie też pamiętam. Trudno zapomnieć o...

- Najprzystojniejszym chłopaku z naszego rocznika ? - zasugerowałem z wrednym uśmieszkiem.

- O najmłodszym śmierciożercy w zastępach Voldemorta. - dokończył nieprzyjemnie.

- No wiesz, Potter, w przeciwieństwie do ciebie, mi RODZICE pozwolili zrobić tatuaż.

- Nikt nie chciałby mieć wytatuowanego na ręce Mrocznego Znaku.

- Potter, nie mówię o tym. Mam inny tatuaż. Moja dziewczyna, Ginny, wie gdzie go mam. Prawda, kochanie ?

- Oczywiście, misiu. - odparła słodko.

- Bardzo się cieszę, Malfoy, że znalazłeś sobie dziewczynę. Jeśli chciałbyś ze mną pogadać to przyjdź później. Będę w szkole przez dwa dni.

- Smoku, niesamowite... Potter zaprosił cię na randkę ! - pisnął z ekscytacją Teodor.

Teraz zaśmiała się nawet Ginny. Kilkanaście śmiechów pojawiło się przy stole Krukonów i Puchonów.

- Z wielkim żalem muszę ci odmówić, Potter. Nie jestem homo. - bliznowaty zaczerwienił się ze złości. Spojrzałem na nauczycieli. Niektórzy zbladli. Lucjusz natomiast uśmiechał się ze szczerym rozbawieniem. Razem z kolegami zacząłem się rozkręcać.

- Ojej ! Jak ja mogłam chodzić z gejem ? - powiedziała Ginny, po czym zakryła sobie usta dłonią.

- Nieźle, mała. - pochwaliłem ją cicho.

- Ej, słuchajcie. - zaczęła Astoria poważnie. - Może Potter nie był gejem. Aż do Turnieju Trójmagicznego... W końcu zniknął na taak długo TYLKO z Diggorym... - zakończyła zanosząc się śmiechem.

Jędza McGonnagall wstała i jak zwykle popsuła nam zabawę.

- Ślizgoni ! Proszę o spokój ! Grozi wam utrata wielu punktów za naśmiewanie się z pana Pottera.

- Droga pani dyrektor. - ku mojemu zdziwieniu Lucjusz odezwał się w naszej obronie. Tak jakby zapomniał, że niedawno nawrzeszczałem na niego, a on twierdził, że zasługujemy na wydalenie że szkoły. - Czyżby pani nie zauważyła, że naśmiewanie się z Gryfonów to obowiązek Ślizgonów ? Przez tyle lat...

- Obowiązek ? Harry Potter jest naszym bohaterem, a podopieczni Slytherina żartują sobie z niego i upokarzają go !

- Widocznie mają powód, żeby to robić. Panie Potter, proszę mówić. Mam dużo pracy.

Okularnik zmierzył ojca wzrokiem i szybko powiedział

- Mam zaszczyt poprowadzić lekcję Ochrony Przed Czarną Magią dla czwartoroczniaków. Jak już wcześniej wspomniałem, w szkole zostanę przez dwa dni i jeśli ktoś miałby do mnie jakieś pytanie, prośbę zapraszam do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Chętnie pomogę w dręczących was sprawach. Nie oczekuję żadnej zapłaty, to chyba oczywiste. Dziękuję za uwagę.

Zszedł z mównicy. Rozmowy rozpoczęły się na nowo. Sala powoli pustoszała. Zostałem z Ginny, Blaise'em i Teo.

- Ruda, czemu masz lekcje razem z nami, skoro ty jesteś rok młodsza ? Nie powinnaś mieć zajęć z szóstoroczniakami ?

- W wakacje miałam egzamin. Zaliczyłam go, więc mogę być na siódmym roku. - wytłumaczyła. Po chwili przypomniało się jej - Draco, mieliśmy się pocałować jak Potter skończy przemówienie.

- Czekaj, Gin... Własnie nadchodzi kolejna okazja.

Podszedł do nas czarnowłosy okularnik.

- Ginny, mógłbym odprowadzić cię na kolejną lekcję ? Chciałbym pogadać...

- Draco, może ?

- OK, Gin. Może. Widzimy się na transmutacji. - już miała wstawać, kiedy dopowiedziałem. - Ale chyba się ze mną pożegnasz, nie ?

Rudowłosa szybko zrozumiała o co mi chodzi. Szybko do mnie przywarła ustami. Nawet siedząc straciłem równowagę i musiałem podeprzeć się ręką, żeby nie położyć się na ławce. Gryfon przerwał nam chrząknięciem, za co miałem ochotę mu przywalić.

- Następnym razem się tak nie rzucaj... W miejscach publicznych.

- OK. Draco, co mamy po transmutacji ?

- Ja mam zielarstwo ale nie wiem co ty możesz mieć.

- Na razie.

- Mhm...

Odeszli w stronę drzwi. Potter odwrócił się do mnie, a ja bez głośnie powiedziałem

- Ona jest moja.

Tamten zbladł lekko. Rozejrzałem się po sali. Przy stole Krukonów siedziała Luna. Sama. Pożegnałem się z kolegami i podszedłem do niej. Usiadłem plecami do stołu.

- Hej, Blondi. Czemu siedzisz sama ?

- Eee... Ja... Budyń jem, a reszta już na lekcje poszła.

- Zawsze możesz podejść do nas. - skinąłem głową na Teo i Blaise'a.

- Dzięki, ale nie chcę wam przeszkadzać. Ginny z wami siedzi...

- Myślałem, że się przyjaźnicie.

- Przyjaźnimy się. Tylko, że... Ciebie i tak to nie interesuje.

- Czemu tak myślisz ?

Spojrzała mi prosto w oczy. Jej błękitne, cudowne oczy były utkwione we mnie. Czułem się wyjątkowy. Chciałem się tak czuć częściej. Chciałem czuć się tak ciągle. To było takie... Wspaniałe. Przyglądała mi się, jakby chciała mnie przejrzeć na wylot. Miałem nadzieję, że to się jej nie uda. W pewnej chwili odwróciła wzrok i mruknęła:

- Tak mi się wydaje...

- Pogadałbym z tobą dłużej, ale McGonnagall odejmie nam punkty jak spóźnię się na pierwszą lekcję. Do zobaczenia, Luna.

Wstałem i już chciałem iść, ale zatrzymałem się.

- Ładne kolczyki. - nie spojrzałem na nią, żeby zobaczyć jej reakcję. Po prostu poszedłem. Ale jej wzrok czułem na sobie aż wyszedłem za drzwi. Uśmiechnąłem się sam do siebie. To nie świadczy o mnie dobrze... Byłem z siebie dumny, że poszedłem do Krukonki. Na transmutację wślizgnąłem się niespostrzeżony przez nauczycielkę i usiadłem na swoim miejscu, koło Blaise'a. Rzuciłem do Rudej liścik :

,,Nic ci nie zrobił ? Jak coś to mu dowalę."

Gryfonka odwróciła się do mnie rozbawiona.