wtorek, 16 lipca 2013

Sowia Poczta

Zaczęłam pisać rozdział 13. od nowa. Mam nadzieję, że ktoś na niego czeka... Ale chciałam was pochwalić. Przekroczyliście dziś 3000 wejść. Dziękuję!

Diana

niedziela, 14 lipca 2013

Sowia Poczta

Tu powinien być rozdział 13. Ale go nie ma... Bo cały tekst mi się usunął. Przepraszam bardzo, choć wątpię, żeby ktoś na to czekał. Napiszę go od nowa. Pojawi się najprawdopodobniej pojawi się dopiero na sam koniec lipca, ponieważ 20-27 lipca jestem na wycieczce. Do następnego posta. :)

poniedziałek, 8 lipca 2013

Sowia Poczta

Tak jakby wróciłam. I jestem. I mam nadzieję, że się podoba. Proszę o komentarze, bo wtedy widzę, że jesteście :) Przy okazji mam zaszczyt zaprosić na mojego drugiego bloga :

nie-będzie-dobrze.blogspot.com
 
 
O innym spojrzeniu na świat. Moim. O depresji i o wszystkim co psuje nam wszystkim humor. Pozdrawiam.
 
 
Diana

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 12. - Dzieciaki często coś psują... Kiedy dorosną to mają szansę to naprawić.

Siedziałem obok Ginny i popijałem herbatę. Wzrok miałem bez przerwy wlepiony w śliczną blondynkę siedzącą przy stole Ravenclawu. Pewnie zauważyła to już połowa sali. A na pewno widział to mój ojciec. Ginny szeptała coś z Blaisem. Pansy zżerała złość, a reszta chichotała. Dziewczyna siedzącą przy Lunie powiedziała jej coś na ucho. Ona podniosła wzrok znad talerza i rozejrzała się. Znalazła mnie. Uśmiechnąłem się lekko. Widząc uśmiech na jej twarzy poczułem się szczęśliwszy. Cieszyłem się na myśl, że już po śniadaniu mamy razem eliksiry. Uniosłem brwi zaskoczony, że Krukonka jeszcze nie opuściła wzroku. Skinąłem na wyjście. Z uśmiechem pokręciła przecząco głową. Wzruszyłem ramionami i opuściłem głowę tylko po to, żeby unieść ją z uśmieszkiem i wyrazem twarzy pytającym ,,Może jednak?". Znowu zaprzeczyła i z uśmiechem wróciła do jedzenia śniadania. Popiłem herbatę i zabrałem jedno jabłko. Wyszedłem z sali, widząc, że Luna też się zbiera. Ustałem za rogiem i czekałem. Wyszła sama i poszła w moim kierunku. Złapałem ją w odpowiednim momencie i przyciągnąłem do siebie, zakrywając dłonią jej usta, żeby nie pisnęła. Potem obydwie ręce położyłem na jej talii.

- No daj się pocałować... - mruknąłem pochylając się do pocałunku.

- Draco!

- Luna, no weź...

- Zachowujesz się jakbyś chciał mnie tylko przelecieć - skrzyżowała ręce. Natychmiast się wyprostowałem.

- To nieprawda! Jak mam ci to udowodnić?

- Nie udowadniaj. Odpuść sobie. Proszę...

- Nie potrafię... Daj mi szansę...

- Nie znam cię...

- Znasz mnie dość dobrze. Cała szkoła mnie zna... Daj się przynajmniej zaprosić na spacer.

- Ty się chcesz ze mną umówić? - zapytała zdziwiona.

- Na to wygląda. To jak będzie?...

Zastanawiała się chwilę. Moje szanse malały z każdą sekundą. Wreszcie się zgodziła. Wziąłem ją w ramiona. Wdychałem zapach jej włosów. Otoczyła mnie swoimi szczupłymi ramionami. Była ode mnie niższa o jakieś 20 centymetrów. Poszliśmy do sali od eliksirów. Otoczyłem ją ramieniem. Wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby było realne. Weszliśmy do pustej sali, która jednak nie była pusta. Przy biurku siedział mój ojciec.

- A pan profesor już skończył śniadanie? - zapytałem z ironią i lekkim zażenowaniem wkładając dłonie do kieszeni.

- Jak widać - odparł. - Możecie już się przygotować do lekcji. Ja muszę jeszcze przynieść sprawdzone prace domowe...

- Dobrze, panie profesorze - powiedziałem słodko, za co ojciec ,,miło" potargał mi włosy. Zająłem się ogarnianiem fryzury. Usłyszałem chichot Luny. Podszedłem do niej. Zaproponowałem jej miejsce obok mnie. Nie była przekonana. Wziąłem ją na ręce i sam przesadziłem.

- Jesteś zbyt pewny siebie. To cię może zgubić.

- To już mnie zgubiło... Nie widzisz kim jestem? - ugryzłem jabłko, po czym wyrzuciłem je do kosza. Niedobre. - Widziałem cię podczas bitwy. Walczyłaś, chociaż nie musiałaś.

- Musiałam... To był mój obowiązek...

- Nie musiałaś. Ja musiałem. Kazali mi. A tobie nie... - pogłaskałem ją po policzku. - Ucieknę. Ja po tym semestrze stąd odejdę. I wtedy już się pewnie nie zobaczymy. Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że się dla ciebie poświęciłem. Bo ty tam walczyłaś. Byłaś niewinna. A Rookwood rzucił w ciebie Crucio... - jej źrenice rozszerzyły się ze strachu. - Uratowałem cię. Gdyby nie rodzice to już bym nie żył. Dla ciebie... Na prawdę. Nie kłamię. Nie wiem czy nie wyjadę z wujkiem już w tym miesiącu. Chciałem, żebyś wiedziała... - przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy. - Proszę, daj mi szansę...

- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? - szepnęła.

- Bo dopiero teraz zrozumiałem, że mogę cię stracić zanim uda mi się ciebie zyskać... Ja muszę odejść.

- Nie musisz, Draco. Nic nie musisz...

- Muszę. Zrozumiesz jak mnie już nie będzie... Dobra. Koniec tych uczuć. - uśmiechnąłem się. - Siadaj. Zaraz zaczną przychodzić.

- Ale...

- Koniec. Pogadamy na randce, kiciu. Przyjdę po ciebie koło 21:00. Czekaj pod wejściem do waszych pokoi. Tylko się ciepło ubierz.

Do klasy wszedł Blaise, Ted, Pansy i Ginny. Blaise ustał obok mnie i niedyskretnie spytał, jak idą sprawy. Kazałem mu zjeżdżać. Zaśmiał się. Po chwili do sali weszli Gryfoni, łącznie z Potterem. ,,Co on tu, kur...?" pomyślałem, ale myśl przerwała mi Ruda, wtulając się we mnie. Spojrzałem na Lunę przepraszająco. Spuściła wzrok, a ja przyciągnąłem Gryfonkę do siebie.

- Sprawy między nami się trochę mogą skomplikować... - szepnąłem.

- Obiecałeś - syknęła.

- Wcale nie. Sam może sobie poradzę.

- Draco! Co ci odbiło?

- Luna...

Poczułem wzrok Pottera. Pocałowałem dziewczynę szybko. Akurat wszedł ojciec. ,,Draconie, musimy porozmawiać" warknął i zapisał na tablicy temat lekcji. Usiadłem obok Luny i co jakiś czas podpowiadałem jej, co powinna robić. Za efekt końcowy Ravenclaw otrzymał 5 punktów, a Slytherin 3.

- Czemu tylko 3?

- Bo jesteś leniwy, powinieneś zrobić swój eliksir, a nie tylko pomagać koleżance. A teraz możecie opuścić salę. Macie wolne do końca tej lekcji.

Zważając na to, że zostało mi tylko 20 minut, usiadłem pod klasą i czekałem aż Lucjusz zaprosi mnie do gabinetu. Krukonka usiadła obok i zapytała czemu chcę opuścić szkołę.

- Źle mi się kojarzy. Po prostu. Zamieszkam u wujka. Będzie mi lepiej. Choć będę tęsknić.

- Jesteś pewny, że chcesz się ze mną spotykać?

- A czemu nie?

- Może nie jestem w twoim typie? Boję się, że zostawisz mnie po tygodniu...

- No co ty...

- Może lepiej by było, gdybyśmy zaczekali?

- Ty chcesz mnie zatrzymać jak najdłużej w szkole czy nie jesteś pewna, że z tobą wytrzymam dłużej niż ,tydzień?

- I jedno i drugie.

- Nie to nie - warknąłem. - Jeśli ci nie zależy to nie będę się starał. Sama dajesz mi do zrozumienia, że tego nie chcesz. Wolisz Longbottoma? Proszę bardzo. Będę w szkole do balu. Potem mnie nie zobaczysz. Masz czas, żeby się zastanowić czy tego chcesz.

- Dzieciak z ciebie... Zdążyłeś się ze mną pokłócić przed pierwszą randką...

- I dobra. Będziesz żałowała.

Wstałem, bo akurat z klasy wyszła Ginny. Wziąłem ją za rękę i zaciągnąłem do pomieszczenia gospodarczego. Kiedy weszliśmy zamknąłem drzwi od środka na klucz. Oparłem dziewczynę o ścianę. Lekko ją przygniotłem. Oplotła ramionami moją szyję. Nasze nosy prawie dotykały się. Przez chwilę cieszyliśmy się własną obecnością. Bliskością.

- Ginny... - szepnąłem. - Ona jest za trudna...

- Odpuścisz sobie?

- Na razie tak. Nie mam siły...

Pocałowałem ją. Pocałunek był długi i słodki.

- Draco... Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić... Udawać, że jesteśmy razem...

- Nie będziesz zła?

- Nie będę.

Kolejny pocałunek. Ostatni.

- Jesteś super - mruknąłem i wyszliśmy. Za parę minut będę musiał tłumaczyć się ojcu...

piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11. - Początek czegoś niezwykłego...

Po dlugiej przerwie w końcu jest! Dość krótki, może nie zbyt dobry, ale jest. Pozdrawiam, DianaM ;*

Kolejny wieczór. Zostałem w salonie sam na sam z
Pansy. Siedzieliśmy w ciszy. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie z westchnięciem. Tak bardzo się nudziłem... Nagle drzwi do Pokoju Wspólnego Slytherinu otworzyły się i zobaczyłem rudą Gryfonkę. Zsunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos za zdziwienia. Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła. Wstałem i poszedłem za nią, czując wzrok Pansy. Wyszliśmy na błonia, mimo późnej godziny. Usiedliśmy na trawie, patrzyliśmy na siebie. Ginny zaczęła się tłumaczyć, że to, co powiedziała było głupie. Uśmiechnąłem się.

- No wiesz... Chyba mógłbym ci wybaczyć. Miałem zamiar ten wieczór spędzić z Pansy, ale wyjątkowo poświęcę go tobie...

- Nie. Nie o to mi chodzi. Wiem, że ty nic do mnie nie czujesz, tylko się bawisz. Nie chcę robić sobie głupich nadziei. Chcę, żebyś grał publicznie mojego chłopaka do końca miesiąca.

- Co za to będę miał?

Zamilkła. Zaczęła się zastanawiać.

- Nie mam pieniędzy... - szepnęła.

- Ja je mam. Wymyśl coś innego.

- Nie mam pojęcia czego możesz ode mnie chcieć...

- Chcę... To usunąć. - Podwinąłem rękaw koszuli odsłaniając Mroczny Znak. Dziewczyna delikatnie dotknęła znaku, a ja wrzasnąłem z bólu i położyłem się na trawie. - Usuń to. Jak najszybciej. Możesz mi nawet wyciąć skórę. Tylko, żebym nie czuł... Za dużo...

- Spotkamy się jutro w Wieży Astronomicznej o 22:00. Pa.

Odpowiedziałem na pożegnanie i ciągle leżąc na trawie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Niebo było już ciemne. Tonąc w myślach zasnąłem.

***

Obudził mnie rześki podmuch wiatru. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą dziewczynę. ,,Luna!" zdziwiłem się w myślach. Ona natomiast zarumieniła się i wstała.

- Czekaj! - zatrzymałem ją i usiadłem. - Która godzina?

- Już po piątej.

- Co robisz o tej porze na błoniach? - zapytałem i poklepałem miejsce na trawie obok siebie. Pełna obaw usiadła.

- Wyszłam na spacer... A ty co tu robisz?

- Zasnąłem...

- Zauważyłam - zachichotała. - Ale wydaje mi się, że w łóżku byłoby ci wygodniej.

- Na pewno. - odparłem z uśmiechem. - Na trawie też może być bardzo miło. Pokazać jak? Połóż się. Zamknij oczy...

Również się położyłem i ułożyłem dziewczynę na moim ramieniu. Otworzyła oczy niepewna. ,,Strasznie nieśmiała..." pomyślałem i delikatnym ruchem odgarnąłem niesforny kosmyk włosów z jej twarzy. Spojrzała mi w oczy niepewnie. Uśmiechnąłem się lekko.

- Jest OK?

- Tak... Wszystko OK... Tylko, że my się praktycznie nie znamy... Chyba nie powinniśmy...

- Chcesz mnie poznać? Pytaj. O co chcesz.

- Ulubiony kolor? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. Jej delikatny głos uniósł się i dotarł do moich uszu. Wpatrywałem się w jej błękitne oczy i niegłośno odpowiedziałem ,,Zielony".

- Ja wolę niebieski. Niebo jest niebieskie. Morze też.

- Twoje oczy są niebieskie. W morzu można się utopić. W twoich oczach też... Luna, pozwól mi topić się w twoich oczach... Ustach... - Ostatnie zdanie wyszeptałem i zbliżyłem się do dziewczyny.

- Draco... - zaczęła cicho, jakby z rozkoszą. - Draco...- powtórzyła. - Nie możesz. My nie możemy... Kochałeś kiedyś kogoś? Tak na prawdę... Ja bardzo szybko potrafię kogoś pokochać. Ale uczucia trudno się pozbyć. Zapomnij o mnie...

- Nie zapomnę... Nie kochałem. Jeszcze pokażę ci, że cię nie zawiodę. - pocałowałem ją w policzek i przyciągnąłem do siebie. Wzrok wlepiłem w niebo, a uśmiech wstąpił na moje usta kiedy dziewczyna zaczęła miarowo oddychać. Zasnęła. Po jakimś czasie wyślizgnąłem się i odłożyłem dziewczynę na ziemię. Odnalazłem niewielką gałązkę i przemieniłem ją w białą różę, którą wsunąłem pod rękę Krukonki. Zadowolony z siebie poszedłem do sypialni, żeby przygotować się do śniadania. Miałem ochotę na budyń czekoladowy.