niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 12. - Dzieciaki często coś psują... Kiedy dorosną to mają szansę to naprawić.

Siedziałem obok Ginny i popijałem herbatę. Wzrok miałem bez przerwy wlepiony w śliczną blondynkę siedzącą przy stole Ravenclawu. Pewnie zauważyła to już połowa sali. A na pewno widział to mój ojciec. Ginny szeptała coś z Blaisem. Pansy zżerała złość, a reszta chichotała. Dziewczyna siedzącą przy Lunie powiedziała jej coś na ucho. Ona podniosła wzrok znad talerza i rozejrzała się. Znalazła mnie. Uśmiechnąłem się lekko. Widząc uśmiech na jej twarzy poczułem się szczęśliwszy. Cieszyłem się na myśl, że już po śniadaniu mamy razem eliksiry. Uniosłem brwi zaskoczony, że Krukonka jeszcze nie opuściła wzroku. Skinąłem na wyjście. Z uśmiechem pokręciła przecząco głową. Wzruszyłem ramionami i opuściłem głowę tylko po to, żeby unieść ją z uśmieszkiem i wyrazem twarzy pytającym ,,Może jednak?". Znowu zaprzeczyła i z uśmiechem wróciła do jedzenia śniadania. Popiłem herbatę i zabrałem jedno jabłko. Wyszedłem z sali, widząc, że Luna też się zbiera. Ustałem za rogiem i czekałem. Wyszła sama i poszła w moim kierunku. Złapałem ją w odpowiednim momencie i przyciągnąłem do siebie, zakrywając dłonią jej usta, żeby nie pisnęła. Potem obydwie ręce położyłem na jej talii.

- No daj się pocałować... - mruknąłem pochylając się do pocałunku.

- Draco!

- Luna, no weź...

- Zachowujesz się jakbyś chciał mnie tylko przelecieć - skrzyżowała ręce. Natychmiast się wyprostowałem.

- To nieprawda! Jak mam ci to udowodnić?

- Nie udowadniaj. Odpuść sobie. Proszę...

- Nie potrafię... Daj mi szansę...

- Nie znam cię...

- Znasz mnie dość dobrze. Cała szkoła mnie zna... Daj się przynajmniej zaprosić na spacer.

- Ty się chcesz ze mną umówić? - zapytała zdziwiona.

- Na to wygląda. To jak będzie?...

Zastanawiała się chwilę. Moje szanse malały z każdą sekundą. Wreszcie się zgodziła. Wziąłem ją w ramiona. Wdychałem zapach jej włosów. Otoczyła mnie swoimi szczupłymi ramionami. Była ode mnie niższa o jakieś 20 centymetrów. Poszliśmy do sali od eliksirów. Otoczyłem ją ramieniem. Wszystko wydawało się zbyt piękne, żeby było realne. Weszliśmy do pustej sali, która jednak nie była pusta. Przy biurku siedział mój ojciec.

- A pan profesor już skończył śniadanie? - zapytałem z ironią i lekkim zażenowaniem wkładając dłonie do kieszeni.

- Jak widać - odparł. - Możecie już się przygotować do lekcji. Ja muszę jeszcze przynieść sprawdzone prace domowe...

- Dobrze, panie profesorze - powiedziałem słodko, za co ojciec ,,miło" potargał mi włosy. Zająłem się ogarnianiem fryzury. Usłyszałem chichot Luny. Podszedłem do niej. Zaproponowałem jej miejsce obok mnie. Nie była przekonana. Wziąłem ją na ręce i sam przesadziłem.

- Jesteś zbyt pewny siebie. To cię może zgubić.

- To już mnie zgubiło... Nie widzisz kim jestem? - ugryzłem jabłko, po czym wyrzuciłem je do kosza. Niedobre. - Widziałem cię podczas bitwy. Walczyłaś, chociaż nie musiałaś.

- Musiałam... To był mój obowiązek...

- Nie musiałaś. Ja musiałem. Kazali mi. A tobie nie... - pogłaskałem ją po policzku. - Ucieknę. Ja po tym semestrze stąd odejdę. I wtedy już się pewnie nie zobaczymy. Dlatego chcę, żebyś wiedziała, że się dla ciebie poświęciłem. Bo ty tam walczyłaś. Byłaś niewinna. A Rookwood rzucił w ciebie Crucio... - jej źrenice rozszerzyły się ze strachu. - Uratowałem cię. Gdyby nie rodzice to już bym nie żył. Dla ciebie... Na prawdę. Nie kłamię. Nie wiem czy nie wyjadę z wujkiem już w tym miesiącu. Chciałem, żebyś wiedziała... - przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Pojedyncza łza spłynęła po jej twarzy. - Proszę, daj mi szansę...

- Dlaczego dopiero teraz mi o tym mówisz? - szepnęła.

- Bo dopiero teraz zrozumiałem, że mogę cię stracić zanim uda mi się ciebie zyskać... Ja muszę odejść.

- Nie musisz, Draco. Nic nie musisz...

- Muszę. Zrozumiesz jak mnie już nie będzie... Dobra. Koniec tych uczuć. - uśmiechnąłem się. - Siadaj. Zaraz zaczną przychodzić.

- Ale...

- Koniec. Pogadamy na randce, kiciu. Przyjdę po ciebie koło 21:00. Czekaj pod wejściem do waszych pokoi. Tylko się ciepło ubierz.

Do klasy wszedł Blaise, Ted, Pansy i Ginny. Blaise ustał obok mnie i niedyskretnie spytał, jak idą sprawy. Kazałem mu zjeżdżać. Zaśmiał się. Po chwili do sali weszli Gryfoni, łącznie z Potterem. ,,Co on tu, kur...?" pomyślałem, ale myśl przerwała mi Ruda, wtulając się we mnie. Spojrzałem na Lunę przepraszająco. Spuściła wzrok, a ja przyciągnąłem Gryfonkę do siebie.

- Sprawy między nami się trochę mogą skomplikować... - szepnąłem.

- Obiecałeś - syknęła.

- Wcale nie. Sam może sobie poradzę.

- Draco! Co ci odbiło?

- Luna...

Poczułem wzrok Pottera. Pocałowałem dziewczynę szybko. Akurat wszedł ojciec. ,,Draconie, musimy porozmawiać" warknął i zapisał na tablicy temat lekcji. Usiadłem obok Luny i co jakiś czas podpowiadałem jej, co powinna robić. Za efekt końcowy Ravenclaw otrzymał 5 punktów, a Slytherin 3.

- Czemu tylko 3?

- Bo jesteś leniwy, powinieneś zrobić swój eliksir, a nie tylko pomagać koleżance. A teraz możecie opuścić salę. Macie wolne do końca tej lekcji.

Zważając na to, że zostało mi tylko 20 minut, usiadłem pod klasą i czekałem aż Lucjusz zaprosi mnie do gabinetu. Krukonka usiadła obok i zapytała czemu chcę opuścić szkołę.

- Źle mi się kojarzy. Po prostu. Zamieszkam u wujka. Będzie mi lepiej. Choć będę tęsknić.

- Jesteś pewny, że chcesz się ze mną spotykać?

- A czemu nie?

- Może nie jestem w twoim typie? Boję się, że zostawisz mnie po tygodniu...

- No co ty...

- Może lepiej by było, gdybyśmy zaczekali?

- Ty chcesz mnie zatrzymać jak najdłużej w szkole czy nie jesteś pewna, że z tobą wytrzymam dłużej niż ,tydzień?

- I jedno i drugie.

- Nie to nie - warknąłem. - Jeśli ci nie zależy to nie będę się starał. Sama dajesz mi do zrozumienia, że tego nie chcesz. Wolisz Longbottoma? Proszę bardzo. Będę w szkole do balu. Potem mnie nie zobaczysz. Masz czas, żeby się zastanowić czy tego chcesz.

- Dzieciak z ciebie... Zdążyłeś się ze mną pokłócić przed pierwszą randką...

- I dobra. Będziesz żałowała.

Wstałem, bo akurat z klasy wyszła Ginny. Wziąłem ją za rękę i zaciągnąłem do pomieszczenia gospodarczego. Kiedy weszliśmy zamknąłem drzwi od środka na klucz. Oparłem dziewczynę o ścianę. Lekko ją przygniotłem. Oplotła ramionami moją szyję. Nasze nosy prawie dotykały się. Przez chwilę cieszyliśmy się własną obecnością. Bliskością.

- Ginny... - szepnąłem. - Ona jest za trudna...

- Odpuścisz sobie?

- Na razie tak. Nie mam siły...

Pocałowałem ją. Pocałunek był długi i słodki.

- Draco... Jeśli nie chcesz nie musisz tego robić... Udawać, że jesteśmy razem...

- Nie będziesz zła?

- Nie będę.

Kolejny pocałunek. Ostatni.

- Jesteś super - mruknąłem i wyszliśmy. Za parę minut będę musiał tłumaczyć się ojcu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz