piątek, 5 lipca 2013

Rozdział 11. - Początek czegoś niezwykłego...

Po dlugiej przerwie w końcu jest! Dość krótki, może nie zbyt dobry, ale jest. Pozdrawiam, DianaM ;*

Kolejny wieczór. Zostałem w salonie sam na sam z
Pansy. Siedzieliśmy w ciszy. Rozłożyłem się wygodnie na kanapie z westchnięciem. Tak bardzo się nudziłem... Nagle drzwi do Pokoju Wspólnego Slytherinu otworzyły się i zobaczyłem rudą Gryfonkę. Zsunąłem okulary przeciwsłoneczne na nos za zdziwienia. Dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła. Wstałem i poszedłem za nią, czując wzrok Pansy. Wyszliśmy na błonia, mimo późnej godziny. Usiedliśmy na trawie, patrzyliśmy na siebie. Ginny zaczęła się tłumaczyć, że to, co powiedziała było głupie. Uśmiechnąłem się.

- No wiesz... Chyba mógłbym ci wybaczyć. Miałem zamiar ten wieczór spędzić z Pansy, ale wyjątkowo poświęcę go tobie...

- Nie. Nie o to mi chodzi. Wiem, że ty nic do mnie nie czujesz, tylko się bawisz. Nie chcę robić sobie głupich nadziei. Chcę, żebyś grał publicznie mojego chłopaka do końca miesiąca.

- Co za to będę miał?

Zamilkła. Zaczęła się zastanawiać.

- Nie mam pieniędzy... - szepnęła.

- Ja je mam. Wymyśl coś innego.

- Nie mam pojęcia czego możesz ode mnie chcieć...

- Chcę... To usunąć. - Podwinąłem rękaw koszuli odsłaniając Mroczny Znak. Dziewczyna delikatnie dotknęła znaku, a ja wrzasnąłem z bólu i położyłem się na trawie. - Usuń to. Jak najszybciej. Możesz mi nawet wyciąć skórę. Tylko, żebym nie czuł... Za dużo...

- Spotkamy się jutro w Wieży Astronomicznej o 22:00. Pa.

Odpowiedziałem na pożegnanie i ciągle leżąc na trawie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Niebo było już ciemne. Tonąc w myślach zasnąłem.

***

Obudził mnie rześki podmuch wiatru. Otworzyłem oczy i zobaczyłem nad sobą dziewczynę. ,,Luna!" zdziwiłem się w myślach. Ona natomiast zarumieniła się i wstała.

- Czekaj! - zatrzymałem ją i usiadłem. - Która godzina?

- Już po piątej.

- Co robisz o tej porze na błoniach? - zapytałem i poklepałem miejsce na trawie obok siebie. Pełna obaw usiadła.

- Wyszłam na spacer... A ty co tu robisz?

- Zasnąłem...

- Zauważyłam - zachichotała. - Ale wydaje mi się, że w łóżku byłoby ci wygodniej.

- Na pewno. - odparłem z uśmiechem. - Na trawie też może być bardzo miło. Pokazać jak? Połóż się. Zamknij oczy...

Również się położyłem i ułożyłem dziewczynę na moim ramieniu. Otworzyła oczy niepewna. ,,Strasznie nieśmiała..." pomyślałem i delikatnym ruchem odgarnąłem niesforny kosmyk włosów z jej twarzy. Spojrzała mi w oczy niepewnie. Uśmiechnąłem się lekko.

- Jest OK?

- Tak... Wszystko OK... Tylko, że my się praktycznie nie znamy... Chyba nie powinniśmy...

- Chcesz mnie poznać? Pytaj. O co chcesz.

- Ulubiony kolor? - zaskoczyła mnie tym pytaniem. Jej delikatny głos uniósł się i dotarł do moich uszu. Wpatrywałem się w jej błękitne oczy i niegłośno odpowiedziałem ,,Zielony".

- Ja wolę niebieski. Niebo jest niebieskie. Morze też.

- Twoje oczy są niebieskie. W morzu można się utopić. W twoich oczach też... Luna, pozwól mi topić się w twoich oczach... Ustach... - Ostatnie zdanie wyszeptałem i zbliżyłem się do dziewczyny.

- Draco... - zaczęła cicho, jakby z rozkoszą. - Draco...- powtórzyła. - Nie możesz. My nie możemy... Kochałeś kiedyś kogoś? Tak na prawdę... Ja bardzo szybko potrafię kogoś pokochać. Ale uczucia trudno się pozbyć. Zapomnij o mnie...

- Nie zapomnę... Nie kochałem. Jeszcze pokażę ci, że cię nie zawiodę. - pocałowałem ją w policzek i przyciągnąłem do siebie. Wzrok wlepiłem w niebo, a uśmiech wstąpił na moje usta kiedy dziewczyna zaczęła miarowo oddychać. Zasnęła. Po jakimś czasie wyślizgnąłem się i odłożyłem dziewczynę na ziemię. Odnalazłem niewielką gałązkę i przemieniłem ją w białą różę, którą wsunąłem pod rękę Krukonki. Zadowolony z siebie poszedłem do sypialni, żeby przygotować się do śniadania. Miałem ochotę na budyń czekoladowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz